piątek, 22 listopada 2013

ECHO TARGÓWKA: Czy jeszcze długo pohandlujemy na Bazarze Różyckiego?


30 października ponad stuletnia historia Bazaru Różyckiego miała kolejną odsłonę. W ratuszu przy ul. Kłopotowskiego kupcy i włodarze dzielnicy Praga Północ spotkali się, aby rozmawiać o przyszłości targowiska. Szybko okazało się jednak, że do uzgodnienia wspólnych planów daleka droga, bowiem na przeszkodzie stoi skomplikowana historia tego miejsca.
Okazuje się, że prawa do terenu, na którym funkcjonuje bazar, roszczą sobie zarówno działające obecnie i przed laty organizacje kupców, jak i miasto. Od 2008 r. wiadomo również, że zwrotem części gruntu są zainteresowani spadkobiercy założyciela bazaru - Juliana Różyckiego. Każdy ma swoje racje, a przed sądami obu instancji toczą się sprawy, które mają rozstrzygnąć, kto na bazarze "rządzi".
Przyzwyczailiśmy się już, że gospodarzem terenu między Targową a Brzeską jest Stowarzyszenie Kupców Warszawskich Bazaru Różyckiego. Przyjęło też ono rolę kustosza historii i tradycji bazaru, mimo że od 2004 r. administruje terenem bezprawnie. Wtedy właśnie wygasła umowa między kupcami a miastem na dzierżawę bazaru. Powodem było zadłużenie sprzedawców wobec miejskich instytucji. Decyzję władz stolicy podtrzymał w 2008 r. sąd pierwszej instancji, a pod koniec 2012 r. wyrok uprawomocnił się. Od tej chwili miasto ma pełne prawo do odebrania stowarzyszeniu terenu i ustanowienia tam swoich zasad zarządzania. I tu pojawia się niemały kłopot - głównie dla urzędników. Kupcy wcale nie są skorzy do podpisania nowych umów z wydelegowanym do tego Zarządem Praskich Terenów Publicznych, bo wytykają mu brak odpowiedniego umocowania w księgach wieczystych! Jest tam bowiem wpisana, ku zaskoczeniu wszystkich stron, tajemnicza Spółdzielnia Kupców Bazaru Różyckiego. Uważni obserwatorzy wydarzeń na Pradze pamiętają ją z końca lat 90., kiedy - na podstawie umowy z gminą Centrum - miała ona dzierżawić teren bazaru przez 30 lat i poczynić inwestycje poprawiające urodę i funkcjonalność bazaru. Niestety, zamiast inwestycji doszło do zadłużenia względem miasta i w 2001 r. umowę rozwiązano. Mimo to w 2009 r.(!) Spółdzielnia pojawia się w księdze wieczystej bazaru i - jak sprawdziłem ostatnio - widnieje tam do dziś. Z tego tytułu rości sobie prawo do odszkodowań nie tylko od pojedynczych kupców, ich stowarzyszenia, ale również od samego miasta. Rodzinie Różyckich przysługuje prawie dwie trzecie działki, na której znajduje się targowisko.
Czy kupcy zdołają porozumieć się z miastem i obronić przed zakusami tajemniczej spółdzielni - nie wiem. Wiem za to, że ważną rolę w tej historii będą mieli do odegrania spadkobiercy założyciela bazaru - rodzina Różyckich. Przysługuje im bowiem prawie dwie trzecie działki, na której znajduje się targowisko. Czy będą chcieli kontynuować handlową tradycję tej części Pragi? Czy pamiętają, że bazar Różyckiego był kolebką drobnej wytwórczości i rzemiosła, z którego przed wojną słynęła ta część Warszawy? Czy będą chcieli się zaangażować w odtworzenie unikalnego charakteru otaczających targowisko ulic i kwartałów? Na razie na straży bazaru stoi stołeczny konserwator zabytków i mieszkańcy, którzy mając pod bokiem duże centrum handlowe, od lat wybierają na zakupy właśnie targ. Miejsce pełne wspomnień i czaru dawnej Pragi.
Pytań dużo, odpowiedzi mało. A może potrzebna jest odpowiedź nietypowa? Może miasto powinno po prostu wykupić ten teren od właścicieli, a jeśli się nie zgodzą, to zastosować art. 21 Konstytucji, który pozwala wywłaszczyć właścicieli, wypłacając im słuszne odszkodowanie. Warunkiem jest przeznaczenie wywłaszczonego terenu na cel publiczny. A czyż odtworzenie Bazaru Różyckiego nie jest takim celem?
Nie tylko prażanie, ale wszyscy warszawiacy oczekują, że ratusz podejmie szybkie działania. 

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.gazetaecho.pl

czwartek, 7 listopada 2013

MIESZKANIEC: Ten 1% jest dla nas!

     Co roku miliony rodaków przeznaczają 1% swojego podatku na działalność społeczną organizacji   pozarządowych. Lwią część tych kwot otrzymują fundacje i towarzystwa najbardziej znane, prezentowane przez telewizje i gazety. Ich działalność jest z pewnością bardzo pożyteczna, ale ma charakter ogólnokrajowy i rzadko związana jest z naszą dzielnicą, osiedlem czy podwórkiem. Tymczasem obok nas, często w najbliższym sąsiedztwie, działają wspaniali społecznicy, którzy starają się rozwiązywać NASZE problemy – rodzinne, bytowe, zdrowotne, edukacyjne czy kulturalne. Winniśmy im wielką wdzięczność i wsparcie, bo bezpośrednio lub pośrednio z ich pracy i zaangażowania korzystamy. Problem w tym, że często nie wiemy o ich istnieniu. Dlatego dwa lata temu podjąłem (wraz z panią poseł Alicją Dąbrowską) bardzo nietypową inicjatywę. Oboje zwróciliśmy się mianowicie do mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy o przekazywanie 1% swojego podatku dla praskich organizacji pozarządowych, zajmujących się przede wszystkim dziećmi z ubogich rodzin, niepełnosprawnymi, chorymi czy tzw. „dziećmi ulicy”. Wymieniliśmy przy tym te organizacje, szczegółowo informując, czym się zajmują i jak wypełnić PIT. W 2013 roku zmniejszyliśmy liczbę rekomendowanych przez nas organizacji z 11. do 8. Wśród nich znalazły się między innymi: Warszawskie Hospicjum dla Dzieci, niezwykle zasłużone Stowarzyszenie „Otwarte Drzwi” pani Anny Machalicy- Pułtorak, czy Towarzystwo Przyjaciół Dzieci z Pragi Południowej.
Ten apel nie pozostał bez echa. W 2013 r. (czyli w deklaracjach PIT za 2012 r.) prawie 1900 mieszkańców zdecydowało się przekazać 1% swojego podatku na jedną z ośmiu wskazanych przez nas organizacji. Łącznie na ich konta wpłynęło 180 tys. zł, czyli o 20% więcej, niż w roku ubiegłym. To oczywiście cieszy i wszystkim darczyńcom, w imieniu obdarowanych – serdecznie z panią poseł Alicją Dąbrowską dziękujemy. Ilość problemów społecznych na Prawym Brzegu jest relatywnie największa. Praskie organizacje pozarządowe starają się nieść ludziom pomoc, borykają się jednak z ogromnymi trudnościami finansowymi, liczy się więc dla nich każda złotówka. Te 180 tys. to niemało, ale daleko nie wyczerpuje możliwości mieszkańców Prawego Brzegu. Będziemy więc nadal powiadamiać i apelować o zasilanie praskich organizacji – bo jest to działanie we własnym, dobrze rozumianym interesie mieszkańców. Przypominamy, że taka decyzja nic Państwa nie kosztuje – po prostu 1% naliczonego podatku trafia do wybranej przez Państwa organizacji pożytku publicznego, zamiast do budżetu państwa. Niedługo znajdą Państwo nasz kolejny apel o przekazanie 1% podatku w deklaracji PIT za 2013 roku nie gdzie indziej, tylko na rzecz wspaniałych, praskich społeczników. Naprawdę warto!

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl