tag:blogger.com,1999:blog-46540101054034234212024-03-12T20:30:30.003-07:00Publikacje w gazetach praskichMarek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comBlogger88125tag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-86531308353049836092017-11-29T09:26:00.000-08:002017-12-15T10:10:15.533-08:00NOWA GAZETA PRASKA: Rodzina Borowskich<div class="podpis" style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; height: auto; margin: 0px 0px 30px; position: static; text-align: right; width: 900px;">
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<br /></div>
</div>
</div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-36423019666842299992015-10-16T04:47:00.001-07:002015-10-16T04:52:23.901-07:00Pierwsze wydanie gazety senatorskiej NASZ PRAWY BRZEG<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
W pierwszym numerze gazety senatorskiej Nasz Prawy Brzeg min. rozmowa z senatorem Markiem Borowskim o tym, co dla prawobrzeżnej Warszawy można zrobić w Parlamencie, wywiady z mieszkańcami Pragi, Grochowa. Bródna i Wesołej i specjalny wywiad z Jankiem, Antkiem i Kajtkiem Borowskimi.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-nuqyMJboUOw/ViDftY8J3PI/AAAAAAAABl4/0sb1DRb36dk/s1600/1%2Bstrona.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-nuqyMJboUOw/ViDftY8J3PI/AAAAAAAABl4/0sb1DRb36dk/s640/1%2Bstrona.JPG" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-FNkHupKs0KI/ViDfy7IV08I/AAAAAAAABmA/o_9xFaOw75Y/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-FNkHupKs0KI/ViDfy7IV08I/AAAAAAAABmA/o_9xFaOw75Y/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_2.jpg" width="452" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ts8WOIxb9rA/ViDf300paeI/AAAAAAAABmI/DyHeEvQHWwo/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-ts8WOIxb9rA/ViDf300paeI/AAAAAAAABmI/DyHeEvQHWwo/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_3.jpg" width="452" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-OaQu8lEzCBg/ViDf9ohrX9I/AAAAAAAABmQ/baf_V1zno-w/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-OaQu8lEzCBg/ViDf9ohrX9I/AAAAAAAABmQ/baf_V1zno-w/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_4.jpg" width="452" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-SI-twI492ew/ViDgC7NGvsI/AAAAAAAABmY/FyD35YkmXec/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://1.bp.blogspot.com/-SI-twI492ew/ViDgC7NGvsI/AAAAAAAABmY/FyD35YkmXec/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_5.jpg" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-4XQoxhBpRTU/ViDgIVd9O8I/AAAAAAAABmg/zaCdseJjJ6s/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://3.bp.blogspot.com/-4XQoxhBpRTU/ViDgIVd9O8I/AAAAAAAABmg/zaCdseJjJ6s/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_6.jpg" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-xsJlO4czqWY/ViDghZiLdpI/AAAAAAAABmo/AOqNmqRSPx8/s1600/gazeta%2Bborowski_Strona_7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-xsJlO4czqWY/ViDghZiLdpI/AAAAAAAABmo/AOqNmqRSPx8/s640/gazeta%2Bborowski_Strona_7.jpg" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-H-3Zp4seUV8/ViDgpAXv-sI/AAAAAAAABmw/28R7z5ZX82A/s1600/gazeta%2Bborowski%2B%25281%2529_Strona_8.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://4.bp.blogspot.com/-H-3Zp4seUV8/ViDgpAXv-sI/AAAAAAAABmw/28R7z5ZX82A/s640/gazeta%2Bborowski%2B%25281%2529_Strona_8.JPG" width="451" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-65682094306905569992015-10-08T05:19:00.000-07:002015-10-16T05:19:45.939-07:00MIESZKANIEC: Wiem co jest ważne dla prawobrzeżnej Warszawy - materiał KWW Marka Borowskiego– Panie Marszałku, do
wyborów parlamentarnych
25 października startuje Pan
z hasłem „Borowski, senator
prawobrzeżnej Warszawy”.
W poprzednich wyborach do
Senatu pańskim hasłem było
„Rozwaga i kompetencja”.
Teraz bardziej Pan stawia na
związek z wyborcami?
<br />– Wychodzę z założenia,
że jako polityka krajowego zna
mnie każdy świadomy wyborca.
Wie jakie mam poglądy,
bo nie unikam wystąpień ani
w parlamencie, ani tych publicznych,
choćby w mediach.
W jednomandatowym okręgu
spełniam jednak podwójną rolę:
jak każdy poseł i senator – pracuję
nad ustawami, zajmuję się
sprawami ogólnopolitycznymi
i ogólnokrajowymi. Ale jestem
też przedstawicielem okręgu,
z którego zostałem wybrany.
Żyję sprawami mieszkańców,
którzy mnie wybrali. Część
spraw załatwiam w dialogu
z władzami lokalnymi, a niektóre
muszę podjąć działając
w Senacie, bo czasami sprawy
lokalne wymagają zmiany prawa
krajowego.
<br />– W mijającej kadencji
„praskie” doświadczenia
doprowadziły do tego,
że był Pan współautorem
dwóch ustaw…
<br />– Tu, na Pradze w szczególny
sposób ujawniły się patologie
związane z reprywatyzacją
budynków i gruntów na
których posadowione są instytucje
publiczne. W 1948 roku
wpisano do rejestrów roszczeniowych
konkretne osoby.
One jednak tych roszczeń nie
zgłaszają, nie robią tego też ich
prawni następcy. Władze miasta
obawiając się jednak, że to
tylko kwestia czasu, budynków
nie remontują, nie podejmują
także decyzji o sprzedaży
mieszkań lokatorom. Wszyscy
na to patrzyli, nie można było
nic zrobić, a budynki niszczały.
W Senacie podjąłem więc
działania zmieniające prawo.
W ustawie został zawarty pomysł,
że jeśli nie ma zgłaszających
się spadkobierców, to
miasto daje ogłoszenia prasowe,
w których określa czas na
zgłoszenie ich a jeśli się nikt
nie zgłosi, to budynek przechodzi
na własność Miasta
i można będzie podejmować
określone czynności prawne
i remontowe.
Ta ustawa ma także zwalczać
powoływanie patologicznych
kuratorów. Oto do sądu
zgłaszał się człowiek, twierdził,
że występuje w imieniu
domniemanych właścicieli kamienic,
pokazywał ogłoszenia
prasowe jakie sam zlecił,
wzywające do zgłaszania się
kolejnych osób z roszczeniami,
żeby majątek nie niszczał,
prosił sąd o ustanowienie go
kuratorem tego majątku. Gdy
taką decyzję otrzymał ̶ dysponował
kamienicą, wyznaczał
sobie pensję, mógł ten
majątek sprzedać, a ten który
kupował, stawał się kolejnym
kuratorem… Rósł łańcuszek
cwaniaków żyjących z braku
rozwiązań prawnych. Na wejście w życie ustawy musimy
jednak jeszcze poczekać, gdyż
na życzenie Prezydenta Komorowskiego
„przygląda” się
jednemu z przepisów Trybunał
Konstytucyjny.
Druga ustawa dotyczy-
ła tzw. czyścicieli kamienic,
przeszła już całą drogę legislacyjną,
weszła więc w życie.
Dotyczyła innego rodzaju patologii:
właściciel otrzymywał
zwrot budynku mieszkalnego.
Zdarzało się, że chciał zmienić
jego charakter, zamieniając
np. na biurowiec, albo na
apartamenty do wynajęcia.
Chciał więc za wszelką cenę
pozbyć się dotychczasowych
lokatorów. Najpierw drastycznie
podnosił czynsz, do
maksymalnych dozwolonych
pułapów. A gdy i to nie pomagało,
to zaczynały się bardziej
wyrafinowane sposoby wykurzania
lokatorów, na przykład
wynajęta firma budowlana
ogłaszała długotrwały remont
instalacji wodnej i grzewczej,
zamurowywała wejścia, robiła
dziury w dachu jako element
przyszłej renowacji itp. Prokuratury
się tym nie zajmowały,
bo nie było jednoznacznego
przepisu prawnego okre-
ślającego tego typu działanie
jako przestępstwo. No więc
przygotowaliśmy w Senacie
ustawę, która definiuje takie
przypadki i je penalizuje.
<br />– Jakie jeszcze doświadczenia
praskie uznałby Pan
za charakterystyczne dla
tego okręgu?
<br />– Od pierwszej kadencji
sejmowej bardzo interesowały
mnie problemy edukacji, aby
była bardziej skuteczna, lepsza,
by młodzi ludzie byli lepiej
wykształceni, by mieli równe
szanse. Od wielu lat są robione
rankingi poziomu nauczania.
W skali warszawskiej osiemnastu
dzielnic, prawobrzeżne:
Targówek, Praga-Północ, Praga-Południe
wypadają poni-
żej średniej, a Praga-Północ
jest wręcz na końcu. Zastanawiałem
się skąd to się bierze?
Odrzucam z punktu dwie najprostsze
odpowiedzi: że tu są
mniej zdolne dzieci i nie dość
dobrzy nauczyciele, bo to po
prostu nieprawda. Moja teza
jest następująca: przyczyn tego
może być wiele, ale nie bagatelizowałbym
opinii, że odpowiadają
za to m.in. warunki
mieszkaniowe i niedobór czasu,
jaki mogą poświęcić dzieciom
rodzice.
Po praskiej stronie Warszawy
wciąż jest wiele mieszkań
o bardzo słabym standardzie
lokalowym, ciasnych,
bez udogodnień. Większe tu
mamy bezrobocie. Żeby było
ciepło, żeby można było się
umyć, trzeba nosić węgiel,
zdarzają się wyłączenia prą-
du, bo instalacja elektryczna
nie wytrzymuje obciążeń.
Słowem, trzeba wykonać
wiele czynności, by jako tako
żyć. A tego czasu tu ludzie
mają i tak mniej, bo proszę
zobaczyć, jak wyglądają warszawskie
mosty w godzinach
szczytu: rano zapchane w kierunku
lewobrzeżnych dzielnic,
po południu ̶ odwrotnie,
do nas. Bo „tam” jeździmy
do pracy. Zatem rodzice mają
mniej czasu na zaopiekowanie
się swoimi dziećmi. A to
już bezpośrednio przekłada
się na poziom nauki: dzieci
są niedopilnowane w odrabianiu
lekcji, rodzice nie mają
czasu (a niekiedy i pieniędzy,
bo bezrobocie tu większe), by
pójść z nimi do kina, do teatru,
wyjechać na urlop.
Łatwo tego wszystkiego
nie zlikwidujemy, ale można
łagodzić skutki. Można zachowywać
się aktywniej: np.
poprawiać wyposażenie szkół,
doposażać świetlice, by dzieci,
czekając na rodziców odrabia-
ły pod fachową opieką lekcje.
Można aktywniej tworzyć zajęcia
dodatkowe. Tu, co logiczne,
powinny być przeznaczane
proporcjonalnie większe środki
finansowe niż w innych szko-
łach, w innych dzielnicach.
Współpracuję z takimi
organizacjami pozarządowymi
jak np. „Serduszko
dla Dzieci”, TPD, „Otwarte
drzwi”, „Ku zmianom”,
„Mierz wysoko”. Mają tak
ważne zadania do spełnienia,
bo zastępują nieobecnych
w domach rodziców, mają
psychologów, korepetytorów
– stale borykają się z problemami
finansowymi. Na koniec
roku nigdy nie wiedzą,
na co będzie ich stać w następnym.
To trzeba zmienić.<br /> – Wiele razy Pan interweniował
u władz samorządowych?
<br />– Wiele. Głównie to oczywiście
sprawy mieszkaniowe,
ale także by dzielnica zadbała
o podwórko, rozsądziła problemy
sąsiedzkie. Jestem w dobrych
stosunkach z władzami
miasta i poszczególnych dzielnic,
nie pojmuję swojej roli
jako dyżurnego krytyka, nie
oflagowuję się. W felietonach
w „Mieszkańcu” zdarza mi się
władze samorządowe krytykować.
Ale widzę, że się starają.
Że nastąpiła zmiana sposobu
myślenia o praskich dzielnicach.
Dotarło wreszcie, że te
dzielnice zachowały unikalny
charakter jaki miała Warszawa,
nim została zburzona w czasie
II wojny światowej i po Powstaniu
Warszawskim. Że ma
wielki potencjał. Dowodem
zmiany tego sposobu myślenia
są inwestycje: wreszcie mamy
tu metro, przed nami bardzo
istotny program rewitalizacji
Pragi-Północ, Kamionka i czę-
ści Targówka, do zagospodarowania
tu u nas będzie 1,5 mld
złotych, rzecz w tym, by wydać
je tak, by zmodernizować
i budynki i ulice: wprowadzić
tu oddech, życie i komfort
przynależny XXI wiekowi.
W tym wszystkim chcę pomóc,
będąc senatorem bardzo
mocno związanym ze swoim
okręgiem wyborczym.<br />
Rozmawiał: tomsMarek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-17290674310615890742015-09-24T05:26:00.000-07:002015-10-16T23:38:28.785-07:00MIESZKANIEC: Houston, mamy problem!<div style="text-align: justify;">
Młodszym Czytelnikom przypomnę,
że 45 lat temu słowa te wypowiedział
członek załogi statku kosmicznego
Apollo 13, John Swigert, gdy nagle, 328
tys. km od Ziemi, na statku eksplodował
zbiornik z tlenem. Kto inny wrzasnął-
by być może „Jezus, Maria, ratunku!”,
a Swigert tylko spokojnie: „Mamy problem”. Przypomniałem
sobie te słowa, w DK „Orion” na Saskiej Kępie, gdy słuchałem
dyskusji na temat uruchomienia linii tramwajowej, znanej jako
„Tramwaj na Gocław”. Pomysł ten rok temu rzucił burmistrz Pragi
Płd. Tomasz Kucharski, gdy stało się jasne, że budowa metra
w kierunku Gocławia odsuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość,
a zatwierdzone już plany rozbudowy tego osiedla przewidują
w najbliższych latach wybudowanie 7 tys. mieszkań. Dotychczasowe
ciągi komunikacyjne z Gocławia do centrum Warszawy już
są niewydolne, trzeba więc zawczasu pomyśleć, jak temu zaradzić.
Stąd pomysł szybkiego tramwaju, niewrażliwego na korki i zapchane
ulice. Pomysł – jak się wówczas wydawało – chwycił.
Rozpoczęto batalię o przekonanie ratusza, aby włączył tę inwestycję
do planu na najbliższe lata. I kiedy to się wreszcie stało, do kontrnatarcia
przystąpił samorząd mieszkańców Saskiej Kępy. Zwrócił się on
o zorganizowanie w tej sprawie spotkania z władzami dzielnicy i miasta.
Po 2,5-godzinnej, czasami mało „wersalskiej”, dyskusji śmiało
mogę stwierdzić, że: „Gocław, mamy problem”. Przypomnę, że tory
miały przebiegać m.in. w pobliżu Afrykańskiej i Międzynarodowej,
(wzdłuż Kanału Wystawowego, skrajną częścią działek). Zaprotestowali
– co zrozumiałe ̶ mieszkańcy Afrykańskiej i Międzynarodowej,
zwłaszcza z kilkunastu bloków, położonych najbliżej planowanej trasy.
Na brak konsultacji skarżyli się działkowcy. Pytano, jak pogodzić zagospodarowanie
Kanału Wystawowego (projekt obywatelski wygrał
głosowanie w budżecie partycypacyjnym) z linią tramwajową. Krytykowano
brak planu zagospodarowania przestrzennego. Padały także
różne, na ogół egzotyczne propozycje, co zrobić zamiast tramwaju:
na Saskiej urządzić buspas likwidując ścieżkę rowerową (następne
spotkanie zorganizowaliby wtedy rowerzyści i ekolodzy), wyznaczyć
buspas na Trasie Siekierkowskiej (zatkałoby to tę Trasę, a jest ona dziś
zbawieniem dla kierowców, przeprawiających się na lewy brzeg), metrobus
zamiast tramwaju (mieszkańcy obu wspomnianych ulic mieliby
pod oknami nie tylko hałas silników, ale i spaliny, a przy Waszyngtona
trzeba by się przesiadać), wybudować za 300 mln zł przeznaczonych
na tramwaj jeszcze jeden most i dołem puścić tramwaj (i to wszystko
za 300 mln zł? – zupełna fantazja!). Padły jednak także godne rozważenia
propozycje modyfikacji przebiegu torowiska. Wiceprezydent
Wojciechowicz zadeklarował, że wszystkie pytania i sensowne propozycje
zostaną rozważone w trakcie dalszych prac i konsultacji. Jest na
to czas do grudnia 2016 r., kiedy to – jeśli chcemy uzyskać pieniądze
z Unii – musi zostać wydana decyzja środowiskowa. Były też momenty
zabawne. W ogniu największej dyskusji w torebce pewnej pani
odezwał się na pełny regulator telefon, grając wzywającą do boju arię
z opery „Wilhelm Tell”! Widać było, że włodarze miasta poczuli się
w tym momencie nieswojo…
Załoga Apollo 13, mimo „problemu”, zdołała jednak dotrzeć
do Ziemi i szczęśliwie wylądować. Może więc i tramwaj dojedzie
na Gocław? Są szanse, pod warunkiem, że władze miasta
zrobią wszystko, aby rozwiać wątpliwości mieszkańców. Astronauci
mieli chyba jednak łatwiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Marek Borowski</span><br />
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Senator warszawsko - PRASKI</span><br />
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">źródło: </span><i style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-83978187889360651182015-09-10T05:32:00.000-07:002015-10-16T05:34:48.928-07:00MIESZKANIEC: Ech, te pytania<div style="text-align: justify;">
Po całodziennej debacie Senat nie zgodził
się na zarządzenie przez prezydenta
Andrzeja Dudę referendum w dniu 25
października. Byłem wśród 53 senatorów
głosujących przeciw, więc jestem winien
moim wyborcom stosowne wyjaśnienie.
Zastrzeżenia senatorów, które podzielam,
dotyczyły przede wszystkim pytań
referendalnych. Największe ̶ wzbudziło
pytanie o lasy. Gdyby spytać kogokolwiek
na ulicy, o co w nim chodzi, wszyscy by
odpowiadali, że o to, by lasy nie były prywatyzowane. Pod takim
zresztą hasłem zbierano podpisy. Tymczasem w pytaniu chodziło
o coś zupełnie innego, brzmiało ono bowiem: „Czy jest Pani/Pan za
utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego
Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?” Obywatele mieliby
więc zgodzić się lub nie na to, by nie była zmieniana ustawa, na
której podstawie działa przedsiębiorstwo Lasy Państwowe. Tyle, że
art. 38 tej ustawy, o czym obywateli nikt nie poinformował, pozwala
dyrektorowi generalnemu Lasów, a nawet nadleśniczym sprzedawać
lasy w prywatne ręce. Pytanie powinno być zatem sformułowane:
Czy jest Pani/Pan za zakazem prywatyzacji lasów państwowych?
To, które postawiono w projekcie referendum, było absurdalne.
Podobnie można by Polaków zapytać, czy opowiadają się za
tym, by KGHM „Polska Miedź” w Lubinie funkcjonował tak, jak
do tej pory. Tylko skąd ludzie mają to wiedzieć? Takich pytań nie
można zadawać w referendum! Ktoś tu Panu Prezydentowi bardzo
źle doradził.
Szereg wątpliwości nasuwało też pytanie: „Czy jest Pani/Pan za
obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych
ze stażem pracy?” Myślę, że 100% obywateli opowiedziałoby się za tym. Gdyby jednak dowiedzieli się, jakie będą konsekwencje
tego rozwiązania, a więc że będą z tego powodu dostawać
znacznie niższe emerytury i płacić wyższe podatki, odpowiedź byłaby zapewne inna. Pytanie zatem powinno brzmieć: Czy jest Pani/
Pan za obniżeniem wieku emerytalnego wiedząc, że pociąga to za
sobą zmniejszenie wysokości emerytur i wzrost podatków? Tylko
takie postawienie sprawy byłoby uczciwe.
Wreszcie kwestia 6-latków. Prezydent chciał, by Polacy
wypowiedzieli się, czy są za przywróceniem powszechnego ustawowego
obowiązku szkolnego od siódmego roku życia. Sprawa jest
istotna, ale dotyczy tylko kilkuset tysięcy rodzin w Polsce. Dlaczego
wszyscy mieliby się na ten temat wypowiadać? Takimi rzeczami powinni
się zajmować fachowcy oraz parlamentarzyści. Poza tym ta
reforma dopiero co, od 1 września, weszła w życie, a pierwszy rok
jest zawsze trudny. Dajmy jej czas. Zobaczmy, jak będzie funkcjonować,
gdzie są jej słabe punkty, czy można będzie coś usprawnić.
Jeśli się okaże, że reforma się nie sprawdza i nie da się jej poprawić,
dopiero wtedy można próbować ją cofnąć. Do tego jednak nie jest
potrzebne referendum. Wystarczy parlament. Na marginesie, 6-latki
idą do szkoły w 24-ech krajach Unii. Nasze chyba nie są głupsze?
Nie neguję, że wszystkie trzy sprawy, których miało dotyczyć zaproponowane
przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum, są bardzo
ważne i z tego punktu widzenia – pod warunkiem, że pytania były- by uczciwie sformułowane – takie referendum (niekoniecznie w po- danym terminie) mogłoby się odbyć. Co innego jest tu jednak istotą
rzeczy. Generalnie uważam, że tego typu poważne kwestie powinny
być rozstrzygane przez parlament, bo gdyby mieli o nich co chwila
decydować obywatele w referendach, to by to oznaczało, że posłowie
i senatorowie biorą pieniądze za darmo. W dodatku uchylają się od
odpowiedzialności za decyzje, przerzucając je na obywateli po to, by
w razie gdyby okazały się nietrafne móc powiedzieć: to nie my, to
ludzie tak chcieli. Pewnie można i tak, ale w takim razie parlamentarzyści powinni zrzec się swoich wynagrodzeń i pracować społecznie.
Istotą ich pracy jest bowiem właśnie podejmowanie decyzji w trud- nych i budzących kontrowersje sprawach oraz ponoszenie za nie
odpowiedzialności. Z tego są rozliczani przez wyborców. Najbliższe
rozliczenie – już za miesiąc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Marek Borowski</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Senator warszawsko - PRASKI</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">źródło: </span><i style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">www.Mieszkaniec.pl</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-28380543756231597882015-08-06T05:37:00.000-07:002015-10-16T05:39:21.355-07:00MIESZKANIEC: Prawdy i mity o in vitro<div style="text-align: justify;">
Ustawa o in vitro podpisana i wchodzi
w życie. Niestety, nadal na jej temat
krąży wiele mitów. Wytrwale, cierpliwie
i kompetentnie próbował rozprawić się
z tymi mitami w czasie słynnej debaty
w Senacie wiceminister zdrowia, Igor
Radziewicz-Winnicki, odpowiadając
przez 6 godzin na wszelkie możliwe
pytania senatorów. Nie ma transmisji z Senatu, więc pozwoliłem
sobie stworzyć małe kompendium wiedzy, przytaczając w skrócie
niektóre z najbardziej dociekliwych pytań lub opinii i merytorycznych
na nie odpowiedzi.
Pyt.: Jak wzrasta liczba wad rozwojowych w przypadku zamrożenia?
Odp.: Mrożenie nie powoduje uszkodzenia zarodków (…) nie
wpływa ani na powstawanie wad genetycznych, ani na gorszy rozwój
zarodka.
Pyt.: Jakie prawo dopuszcza zniszczenie życia dziecka w fazie zarodkowej,
dlatego że zostało poczęte jako nadliczbowe albo jego płeć
nie satysfakcjonuje rodziców, bo chcieli chłopca, a mają dziewczynkę,
albo chcieli dziewczynkę, a mają chłopca?
Odp.: Ustawa ewidentnie wprowadza zakaz wyboru jakichkolwiek
cech dziecka, które ma się urodzić, na żądanie rodziców. Wyjątkiem jest
sytuacja, w której wybór jakichś cech, w tym płci, pozwala na uniknięcie
ciężkiej nieuleczalnej choroby dziedzicznej. Czyli wtedy, kiedy
z wiedzy medycznej wynika, że np. wszyscy chłopcy będą mieli daną
chorobę, a dziewczęta nie.
Pyt.: Metoda in vitro to jest po prostu kupienie sobie dziecka.
Odp.: Metoda leczenia niepłodności in vitro nie jest handlem
człowiekiem. Handel ludźmi jest zakazany i ścigany prawem mię-
dzynarodowym oraz prawem krajowym. To jest przestępstwo cięż-
kiego gatunku. (…) Leczenie niepłodności metodą in vitro nie jest
kupowaniem sobie dzieci, tak samo jak leczenie operacyjne – nawet
wtedy, gdy jest prowadzone w prywatnym sektorze – nie jest
kupowaniem sobie zdrowia. Jest ewentualnie kupowaniem świadczeń
zdrowotnych, ale nie kupowaniem zdrowia.
Pyt.: Co jeżeli zarodki ludzkie umrą… Tu się faktycznie nic nie
mówi o obronie zarodków.
Odp. Ustawa po raz pierwszy wprowadza w polskim prawie zasadę
ochrony zarodka przed zniszczeniem. Za zniszczenie zarodka zdolnego
do prawidłowego rozwoju grozi kara pozbawienia wolności od sześciu
miesięcy do lat pięciu.
Pyt.: Jak ta ustawa może mieć w nazwie „leczenie”? Czy kobieta po
takim urodzeniu dziecka staje się płodna?
Odp.: Leczenie może być albo objawowe, albo przyczynowe. Niestety,
większość chorób potrafimy leczyć tylko objawowo. Chory, któremu
podajemy insulinę, nie zaczyna produkować swojej własnej insuliny,
nadal ma cukrzycę. Choremu, który nie widzi, dajemy okulary korekcyjne.
Niesłyszącemu – aparat słuchowy. I tak samo jest z leczeniem
niepłodności. Jest to stosowanie medycznie wspomaganej prokreacji.
Pyt.: Co pan sądzi na temat naprotechnologii?
Odp.: Nie ma takiej technologii medycznej, która nazywa się
„naprotechnologia”. Ta zbitka słów pochodzi od nazw stowarzyszenia
ochrony życia NaProLife – stąd NaProTechnology. I dlatego
w języku polskim mówimy „naprotechnologia”. Ale interwencje
medyczne postulowane przez piewców i popularyzatorów idei
naprotechnologii odnoszą się do zachęcania par do współżycia
w okresie dni płodnych, do obserwacji cyklu miesiączkowego, do
wykonywania innych badań diagnostycznych, do leczenia hormonalnego.
Świetnie, ale co zrobić, jeśli to wszystko nie pomaga?
Czytelnikom, którzy chcieliby się więcej na temat in vitro dowiedzieć,
polecam stronę internetową www.senat.gov.pl, stenogram z dnia
8 lipca br. Mówi się: Kto pyta, nie błądzi. W przypadku senatorów powiedzenie
to się niestety nie sprawdziło, bo ci, którzy zadawali pytania
i otrzymali wyczerpujące wyjaśnienia, gdy zabierali głos w dyskusji nadal
powielali te same mity i półprawdy. Widać było, że teksty wystąpień
zostały napisane wcześniej i trzeba je było wygłosić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Marek Borowski</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Senator warszawsko - PRASKI</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">źródło: </span><i style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-64394859202960810992015-07-23T05:41:00.000-07:002015-10-16T05:42:23.294-07:00MIESZKANIEC: Pani Aniu, dziękujemy!<div style="text-align: justify;">
Zaskoczyła mnie wiadomość, iż pani
Anna Machalica-Pułtorak oddaje prezesostwo
w Stowarzyszeniu Otwarte Drzwi.
Wiedziałem, że nosiła się z zamiarem
przekazania steru organizacji młodym, ale
– widząc i podziwiając jej energię – nie
sądziłem, że stanie się to już teraz. Gdy
jednak poznałem powody, które skłoniły
ją do przyspieszenia tej decyzji zrozumiałem, że – znając swoją wartość
- właściwie nie mogła postąpić inaczej.
Myślę, że Czytelnikom „Mieszkańca” nie trzeba Otwartych
Drzwi specjalnie przedstawiać. Przypomnę, że powstało w 1995 r.,
a swoje programy adresuje do młodych ludzi zagrożonych wykluczeniem
społecznym – bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych,
nie uczących się, biednych, pochodzących z dysfunkcyjnych
rodzin, wychowanków domów dziecka. Z pomocy Stowarzyszenia
skorzystało w minionych latach z sukcesem ponad 30 tys. osób.
Bezdomni znaleźli swój dom, bezrobotni pracę, niepełnosprawni
– miejsce w społeczeństwie, a wszyscy – poczucie własnej wartości,
przyjaciół i szacunek. Ogromna w tym zasługa pani Anny.
Nie można powiedzieć, że jej pasja nie była doceniana. Stowarzyszenie,
którego do tej pory była twarzą, cieszy się opinią organizacji
innowacyjnej, poszukującej wciąż nowych rozwiązań. Otrzymało
szereg prestiżowych nagród i wyróżnień, w tym nagrodę specjalną
Ministra Pracy i Polityki Społecznej, tytuł Dobrej Praktyki PFRON,
wyróżnienie w konkursie na Inicjatywę Obywatelską Pro Publico
Bono. Nie przeszkadzało to jednak urzędnikom rzucać mu od czasu
do czasu przysłowiowe kłody pod nogi, w związku z czym często
proste na pozór sprawy urastały do rangi wielkich problemów.
Pani Anny długo to nie zrażało. Kłopoty mobilizowały, a największą
nagrodą była satysfakcja z pracy. W końcu jednak postanowiła
powiedzieć: dość. Czarę goryczy przepełniły ostatnie wydarzenia.
Najpierw z czysto biurokratycznych względów Otwartym Drzwiom
odmówiono dotacji. Po interwencjach PFRON przyznał się do błę-
du i nawet przeprosił, ale równocześnie pojawiły się zarzuty wobec
Zakładu Aktywności Zawodowej osób niepełnosprawnych pod
nazwą Galeria „Apteka Sztuki”. Z powodu przekroczenia wskaźnika
zatrudnienia personelu w stosunku do osób niepełnosprawnych
o 1,7%(sic!), cofnięta została koncesja na jego prowadzenie. Do
urzędników nie przemawiały wyjaśnienia, że w trakcie urlopu macierzyńskiego
i wychowawczego pracownicy zatrudniona została osoba
na zastępstwo. W procedurach odwoławczych wszystkie instancje
podtrzymały niekorzystną dla Stowarzyszenia decyzję, mimo że taki
wskaźnik nie obowiązuje w innych budżetowych instytucjach. Uda-
ło się uzyskać tylko tyle, że „Apteka Sztuki” jest nadal prowadzona,
do zwrotu pozostaje jednak 1 mln zł długu i jej przyszłość - mimo iż
legitymuje się najwyższą efektywnością zatrudnienia wśród wszystkich
takich zakładów w Polsce! ̶ wciąż jest zagrożona.
Trudno się dziwić Pani Ani, że nie może się z tym wszystkim pogodzić.
„Po 20 latach pracy(…) okazało się, że cały dorobek stracił
rację bytu. Niebyt, czarna dziura, co jeszcze? A faktycznie przecież,
realnie, udało nam się stworzyć nowy model skutecznego wspierania
osób niepełnosprawnych i przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu”
– pisze w liście pożegnalnym.
Miałem okazję współpracować z panią Anną przy różnych jej
inicjatywach, dlatego chciałem Jej serdecznie podziękować za dzia-
łalność w Stowarzyszeniu w imieniu własnym oraz tysięcy ludzi,
którym pomogła. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ale są
tacy, których zastąpić jest niezwykle trudno. Gdy wokół tyle przykładów
obojętności, tacy społecznicy, jak Pani Machalica-Pułtorak,
przywracają wiarę w człowieka. Cieszę się, że Pani Ania nie rozstaje
się ze Stowarzyszeniem do końca i jako Honorowy Prezes będzie
wspierała nowe kierownictwo swoimi radami i doświadczeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px;">Marek Borowski</span><br />
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px;">Senator warszawsko - PRASKI</span><br />
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px;">źródło: </span><i style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px;">www.Mieszkaniec.pl</i>Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-75419664667017079072015-07-01T06:54:00.000-07:002015-07-02T06:59:50.343-07:00MIESZKANIEC: Praski Inny Świat<div style="text-align: justify;">
17 czerwca byłem, jak wielu Prażan, w Teatrze Powszechnym na spotkaniu podsumowującym wielomiesięczne konsultacje w sprawie rewitalizacji wybranych fragmentów prawobrzeżnej Warszawy. „Mieszkaniec” w poprzednim numerze zdał relację z tego wydarzenia, ale i ja chciałbym się podzielić z Czytelnikami swoimi refleksjami. Z głosów, które padły podczas spotkania wynika, że rewitalizacja budzi nie tylko wiele nadziei, ale też liczne obawy. Źródłem nadziei są inwestycje – głównie w poprawę warunków mieszkaniowych, ochronę środowiska, rozwój przedsiębiorczości, kulturę, turystykę i wypoczynek, na które miasto chce wydać do 2022 r. 1,4 mld zł, a nawet – jak zapowiedział wiceprezydent, Michał Olszewski, o 200-300 mln zł więcej, bo wciąż szuka się dodatkowych możliwości finansowych. Źródłem obaw są konsekwencje zmian. Mówi się, że podmiotem rewitalizacji ma być człowiek, a nowa infrastruktura – jedynie narzędziem. Ładnie brzmi, ale czy po rewitalizacji nie wzrosną dramatycznie czynsze? Czy Praga, Kamionek, inne miejsca nie utracą swego lokalnego kolorytu, który dla wielu mieszkańców też jest wartością? Czy przetrwa tu „inny świat”, nieznany po lewej stronie Wisły, w którym sąsiadki zajmują się na zmianę swoimi dziećmi i gotują obiady dla kilku rodzin? Czy nie będzie coraz więcej ogrodzonych osiedli, zielonych i zadbanych, ale zamkniętych dla „obcych” podwórek? Czy coraz bogatsza oferta dla ludzi i rodzin z różnymi problemami nie spowoduje, że mieszkańcy, którzy nieźle sobie radzą, będą się coraz bardziej oddalać od tych, którzy tego nie potrafią? Co z kamienicami, które nie zostały objęte programem rewitalizacji, a też są w kiepskim stanie? Jak widać, pieniądze i dobre intencje władz – szczególny szacunek mam dla M. Olszewskiego za jego zaangażowanie w program rewitalizacji – to nie wszystko. Ważne, by mieszkańcy nie mieli poczucia, że ktoś chce ich uszczęśliwić na siłę. Tak jak stało się to parę miesięcy temu, kiedy na murach kamienic w okolicach Stalowej, Małej, Inżynierskiej, czy Bazaru Różyckiego pojawiły się wydruki obrazów wielkich mistrzów (akcja francuskiego happenera). Po dwóch dniach zostały zdrapane, bo nikt mieszkańców wcześniej nie zapytał, czy taki pomysł im się podoba. W sprawie rewitalizacji pytano, ale tak właściwie to nie wiadomo, do jakiej części mieszkańców te pytania i informacje dotarły. Zatem wdrażanie programu będzie wymagało wielkiej delikatności i wyczucia. Wykwaterowani na czas remontów lokatorzy muszą mieć pewność, że wrócą do swoich mieszkań, że będzie ich na nie stać, że miasto się nimi zaopiekuje. Jest też kwestia poziomu edukacji, o co się wielokrotnie upominałem. Dzieci na Pradze czy Targówku nie są przecież głupsze od swoich rówieśników z innych dzielnic, a jednak tutejsze szkoły mają od lat wyniki wyraźnie gorsze, niż szkoły w pozostałych dzielnicach. Bez długofalowego planu wyrównywania poziomu edukacji szkolnej ludzie stąd będą uciekać i żaden program rewitalizacji ich nie zatrzyma. Zajmujące się dziećmi organizacje pozarządowe stale borykają się z problemami finansowymi. Ich rola w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu, a taki jest przecież jeden z głównych celów rewitalizacji, w niesieniu pomocy, zwłaszcza dzieciom, jest nadal nie do przecenienia. Prezydent Olszewski przyznał, że dla zaspokojenia wszystkich potrzeb, pieniędzy musiałoby być trzy razy więcej. Dlatego uważam, że oprócz 7-letniego programu rewitalizacji powinien powstać jego drugi etap. Hanna Gronkiewicz-Waltz za 3,5 roku przestanie być prezydentem. Na następną kadencję, jak zapowiedziała, nie zamierza kandydować, ale następnej ekipie trudno byłoby się z takiego długofalowego planu – o ile byłby zaakceptowany przez mieszkańców ̶ wycofać. Na koniec – jest zasadnicza różnica między tym, czy Praga pozostanie, czy też przeciwnie: stanie się „innym światem”.</div>
<br />
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i>Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-90856987780625639512015-06-23T05:50:00.000-07:002015-10-16T05:51:52.096-07:00MIESZKANIEC: Piękne umysły II<div style="text-align: justify;">
Poprzedni felieton w „Mieszkańcu” po-
święciłem konferencji, zorganizowanej
niedawno przez Centralną Bibliotekę
Wojskową. Na konferencji tej przedstawiono
nieznane fakty, dotyczące udziału polskich naukowców w zwycięstwie
w II wojnie światowej. W poprzednim
felietonie przypomniałem: rozszyfrowanie
słynnej niemieckiej maszyny szyfrującej
Enigma przez genialnych polskich
matematyków znaczące udoskonalenie radaru przez prof. Pawła
Nowackiego, a także o patencie braci Konopackich, czyli niezwykle
twardej i odpornej sklejce, z której wyprodukowano ponad 1200
samolotów Mosquito, biorących udział w bitwie o Anglię, w Normandii
i w nalotach na Niemcy. Niestety, miejsce na felieton było
ograniczone i na tym musiałem zakończyć. Zapowiedziałem jednak
ciąg dalszy. Oto on.
Zacznijmy od inż. Józefa Kosackiego, który w 1941 r. skonstruował
ręczny wykrywacz min. Detektor ten (Polish mine detector Mark I)
był używany przez wojska brytyjskie aż do 1995 r. (Amerykanie korzystali
z niego podczas wojny w Zatoce Perskiej), a w czasie II wojny
światowej – począwszy od El-Alamein (wytyczono bezpieczną
ścieżkę dla czołgów na zaminowanej przez wojska Rommla plaży),
przez lądowanie w Normandii i inwazję na Sycylię. Inż. Kosecki
zastrzegł, aby w nazwie znalazło się słowo „polish” i oddał go wojsku
sprzymierzonych bezpłatnie (otrzymał za to list gratulacyjny
od króla Jerzego VI). Następna polska mądra głowa to mjr Rudolf
Gundlach, który jeszcze w 1934 r. opatentował czołgowy peryskop
odwracalny. Peryskop z możliwością obrotu o 360 st. był prawdziwą
rewolucją w wojskach pancernych i okrętach, bo błyskawicznie,
bez konieczności odwracania głowy, umożliwiał obserwację całego
horyzontu. Wynalazek Gundlacha – jeden z najdoskonalszych
w II wojnie światowej ̶ opierał się na zastosowaniu dodatkowej przystawki
pryzmatycznej. Peryskopem tym posługiwały się w większo-
ści swoich czołgów wojska brytyjskie i radzieckie (w czołgach T-34
i T-70), a następnie został wykorzystany do produkcji podobnych
rozwiązań przez Amerykanów (m.in. w czołgach Sherman).
Inż. Tadeusz Heftman kierował wytwarzaniem zminiaturyzowanych
radiostacji własnego pomysłu (od 1944 r. produkowano ich około tysiąca
rocznie) dla ruchu oporu w krajach okupowanych, m.in. w Polsce
i we Francji. Wymyślił też tzw. laryngofon – urządzenie przykładane
do krtani umożliwiające komunikację głosową w warunkach
wielkiego hałasu – np. w kabinie ówczesnego samolotu.
Wacław Struszyński skonstruował antenę namiarową, umożliwiają-
cą bardziej dokładne wykrywanie niemieckich okrętów podwodnych
korzystających z łączności radiowej na wielkich częstotliwościach.
Wyprodukowano 3 tys. takich anten dla okrętów eskortujących morskie
konwoje. Pomogło to aliantom wygrać bitwę o Atlantyk.
Jan Czochralski, genialny chemik-wynalazca, którego pomysły
i opracowane technologie stosowano m.in. do odlewania skorup
do granatów i hartowania luf pistoletów, jest do dzisiaj najczęściej
cytowanym polskim uczonym we współczesnym świecie techniki!
Uchwałą Senatu rok 2013 został ogłoszony rokiem prof. Czochralskiego.
W czasie II wojny światowej miesięcznie ginęło ok. 1 mln
ludzi! Jak szacują polscy historycy, dzięki wkładowi polskich wynalazców
możliwe było skrócenie II wojny światowej, co najmniej
o 1 rok. Może to przesada, ale niechby i o miesiąc – to i tak uratowali
oni milion istnień ludzkich! Z tych ludzi – a nie tylko z bohaterów
przegranych bitew – powinniśmy być dumni. O nich powinniśmy
uczyć w szkołach. I jeszcze jedno: nie byłoby tych wspaniałych
wynalazców, gdyby nie wysoki poziom nauczania nauk ścisłych,
zwłaszcza matematyki, w polskich szkołach przed wojną. A my, we
współczesnej Polsce, na 10 lat wyrzuciliśmy matematykę z matury!
Wstyd! Teraz nadrabiamy straty, ale to praca na długie lata.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Marek Borowski</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">Senator warszawsko - PRASKI</span><br style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;" /><span style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">źródło: </span><i style="background-color: #d6ae6f; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 13.524px; line-height: 20.286px; text-align: start;">www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-16360243488424375022015-05-27T08:22:00.000-07:002015-06-02T08:22:38.638-07:00ECHO TARGÓWKA: JOW-y? A co to takiego?<div class="lead" style="text-align: justify;">
Zaskakujący sukces Pawła Kukiza sprawił, że język
ojczysty wzbogacił się o kolejne słowo, a właściwie skrót: JOW. Pewnie
już większość Czytelników wie, że nie ma to nic wspólnego ani z
Jowiszem, ani z Jowitą, ale że jest to skrót , który w rozwinięciu
brzmi: (J)ednomandatowe (O)kręgi (W)yborcze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie jest to szczególna nowość w polskim systemie wyborczym. W
taki sposób w 2011 r. wybieraliśmy senatorów. Polskę podzielono na 100
okręgów wyborczych i w każdym wybierano jednego senatora spośród wielu
kandydatów. Do Senatu wchodził ten, który uzyskał największą liczbę
głosów. Nie musiałaby to być więcej niż połowa, wystarczyło i 30%, byle
tylko konkurenci dostali jeszcze mniej. Tak właśnie został wybrany autor
niniejszego felietonu, choć łaskawi wyborcy zaszczycili mnie ponad
połową głosów, oddanych na wszystkich kandydatów. Z kolei w 2014 r. po
raz pierwszy okręgi jednomandatowe zastosowano także w wyborach do
wszystkich - poza miastami powiatowymi - rad gmin. I również w tym
systemie: kto dostał najwięcej głosów, ten uzyskiwał mandat. Nowość
postulatu Pawła Kukiza nie polega więc na tym, że proponuje on
zastosowanie JOW-ów po raz pierwszy, (bo już je stosujemy), ale na tym,
że chciałby, aby w ten sposób wybierani byli wszyscy posłowie do Sejmu.
Dlaczego? Co chce osiągnąć? Otóż Paweł Kukiz nie cierpi partii
politycznych. W jednej ze swoich piosenek śpiewa: "To nie jest
demokracja, tu rządzi partiokracja, trzeba chamom zabrać złoty róg".
Jest przekonany, że jednomandatowe okręgi wyborcze spowodują rozpad
partii politycznych, bo wyborcy będą wybierać bezpartyjnych, popularnych
kandydatów i to tacy właśnie posłowie będą rządzić Polską.
Rzeczywiście, kandydat wybrany w jednomandatowym okręgu jest bardziej
związany ze swoimi wyborcami, łatwiej mogą go rozliczać z jego
działalności. Również partia, która wystawia takiego kandydata, musi
postarać się, aby był to "ktoś", bo inaczej nie dostanie mandatu. Obecny
system wyborczy do Sejmu - zwany proporcjonalnym - pozwala zdobyć
mandat tylko pod warunkiem, że kandydat znalazł się na jakiejś liście
partyjnej, a partia ta na dodatek zdobyła co najmniej 5% głosów
wszystkich wyborców. System ten blokuje drogę do Sejmu ciekawym
indywidualnościom, utrudnia wejście na arenę polityczną nowym partiom,
sprawia, że do Sejmu dostaje się sporo posłów spod znaku BMW - czyli
biernych, miernych, ale wiernych. System proporcjonalny ma jednak dwie
ważne zalety, których nie ma system JOW-ów. Po pierwsze, każda troszkę
większa niż 5% ogółu grupa wyborców może mieć swoją - wyrażającą jej
interesy - reprezentację w Sejmie. W systemie JOW-ów partia, która ma
poparcie 5, 10, a nawet 20% może nie mieć ani jednego posła! Tak właśnie
stało się w niedawnych wyborach w Wielkiej Brytanii. Druga zaleta
systemu proporcjonalnego polega na tym, że jeśli w Sejmie dominują
partie polityczne a nie setki indywidualności, łatwiejsze jest
utworzenie stabilnego rządu, co dla funkcjonowania państwa ma zasadnicze
znaczenie. I teraz pytanie: jak z tego wybrnąć? Co zrobić, aby
zminimalizować wady obu systemów, a zmaksymalizować ich zalety?
Rozwiązanie znaleźli praktyczni Niemcy. Od lat stosują system mieszany -
połowa posłów wybierana jest w okręgach jednomandatowych, połowa z list
partyjnych, przy czym system jest tak skonstruowany, że każda partia,
która osiągnie określone poparcie społeczne, ma swoich reprezentantów w
Bundestagu. Wyborca otrzymuje dwie listy. Na jednej są partie
polityczne, a na drugiej po jednym kandydacie każdej partii oraz
kandydaci bezpartyjni. Tym samym wyborca ma dwa głosy: jeden oddaje na
partię, a drugi na konkretnego kandydata (z tej samej partii, z innej,
albo na bezpartyjnego). Od lat jestem zwolennikiem wprowadzenia takiej
ordynacji wyborczej w Polsce. Jest szansa, że dzięki zaproponowanemu
przez Prezydenta Komorowskiego referendum ta korzystna zmiana zostanie
wreszcie wprowadzona w życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.tutargowek.pl</i> </div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-3574930486486697372015-05-19T08:19:00.000-07:002015-06-02T08:20:14.686-07:00ECHO TARGÓWKA: Rewitalizacja prawego brzegu: Wielki skok czy mały kroczek?<div class="lead" style="text-align: justify;">
Zżymałem się w ubiegłym roku na przeciągające się
konsultacje w sprawie rewitalizacji Pragi i Targówka, zwłaszcza że
toczyły się one w pewnej próżni. Prawie zawsze z sali padało
sakramentalne pytanie: "No dobrze, ale ile miasto da na to pieniędzy?".
Wreszcie wiadomo. Kwota nie rzuca na kolana - 1,4 mld zł do 2022 r.,
czyli po 200 mln rocznie. Biorąc pod uwagę skalę zaniedbań, chciałoby
się znacznie więcej, ale w porównaniu z tym, jak prawobrzeżna Warszawa
była traktowana wcześniej - dobre i to.Pojawiły się też konkrety na temat tego, co
za te pieniądze zamierza się zrobić. Jest się z czego cieszyć - sala
koncertowa na 1,8 tys. miejsc i siedziba dla orkiestry Sinfonia
Varsovia, Centrum Kultury w pałacyku Konopackiego, modernizacja Teatru
Baj, wiele inwestycji w infrastrukturę. Brakuje mi jednak odpowiedzi na
pytanie, ile właściwie lat potrzeba, by Praga i Targówek zrównały się
pod różnymi względami z innymi dzielnicami stolicy, przestały być
ubogimi krewnymi? Jaką część potrzeb mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy
uda się dzięki programowi rewitalizacji zaspokoić?
Przydałaby się dokładniejsza fotografia stanu zasobów mieszkaniowych na
obu Pragach i Targówku, pokazująca, ile budynków jest do remontu, ile do
rozbiórki, ile mieszkań nie ma centralnego ogrzewania, ciepłej wody,
łazienki, ubikacji itd.
<span class="blockquote right"></span> Nie na wszystko jest tyle samo czasu. Uważam, że dla
prażan kluczowe jest to, jak długo jeszcze ich dzieci będą wypadać na
różnych egzaminach dużo gorzej niż ich rówieśnicy z lewego brzegu Wisły,
a praskie szkoły będą uchodziły za najgorsze w Warszawie. Podczas
konsultacji dzielnicowych 29 kwietnia jedna z uczestniczek zwróciła
uwagę, że w programie praktycznie nie wspomina się o rozwiązaniu
problemów edukacyjnych Pragi. Ma to się dziać niejako przy okazji
zapobiegania i przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, na który to cel
przeznacza się znacznie więcej pieniędzy niż dotychczas. Wiele jednak
zależy od tego, jak te fundusze zostaną rozdzielone. Czy szkoły zostaną
lepiej wyposażone, dostaną więcej pieniędzy na zajęcia pozalekcyjne?
Ważne jest też, na ile w realizację programu zostaną włączeni partnerzy
społeczni, organizacje pozarządowe. Na Pradze i Targówku są one bardzo
aktywne. Stowarzyszenia Q Zmianom, Otwarte Drzwi, Mierz Wysoko,
Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy im. Kazimierza Lisieckiego,
Serduszko dla Dzieci, czy inne, podobne, pomogły wyprostować drogi
życiowe wielu dzieciom i dorosłym - skończyć szkołę, rozwinąć
zainteresowania, zdobyć zawód, znaleźć pracę, dom, wyjść z osamotnienia i
opuszczenia. Pomimo tych zasług, organizacje te borykają się z
problemami finansowymi a nawet z szykanami. Na przykład stowarzyszeniu
Otwarte Drzwi, które prowadzi m.in. ośrodek dziennego pobytu i
rehabilitacji osób niepełnosprawnych, cofnięta została dotacja z
Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Powód?
Przekroczono dozwoloną liczbę pracowników administracyjnych, ponieważ
jedna z pracownic dostała długoterminowe zwolnienie lekarskie i trzeba
było na jej miejsce zatrudnić inną, a kontrolerzy policzyli obie.
Organizacjom trzeciego sektora potrzebne są więc nie tylko pieniądze,
ale i ochrona przed różnymi absurdalnymi decyzjami administracyjnymi. Drugą równie istotną kwestią jest to, jak długo
jeszcze będą istniały na prawym brzegu Wisły domy, w których nie da się
godnie żyć, pozbawione podstawowych wygód i instalacji. Cieszy fakt, że w
ciągu ostatnich 7 lat przybyło na Pradze i Targówku 800 mieszkań
komunalnych.
</div>
<div class="par" style="text-align: justify;">
</div>
<div class="par" style="text-align: justify;">
Wątpliwości moje budzi jednak zapowiedź, że
budownictwem mieszkaniowym mają się odtąd zajmować głównie TBS-y. Ma
powstać 1700 nowych mieszkań, w tym 675 w kompleksowo zmodernizowanych
kamienicach zabytkowych. Czy jednak będą one na kieszeń ludzi, którzy
mieszkają dziś w tragicznych warunkach, w budynkach do wyburzenia?
Przydałaby się dokładniejsza fotografia stanu zasobów mieszkaniowych na
obu Pragach i Targówku, pokazująca, ile budynków jest do remontu, ile do
rozbiórki, ile mieszkań nie ma centralnego ogrzewania, ciepłej wody,
łazienki, ubikacji itd. Chodzi o to, byśmy nie epatowali się liczbami, lecz
wiedzieli, czy realizując nowy program rewitalizacji robimy wielki skok,
czy tylko mały kroczek i w którym miejscu będziemy za 7 lat. </div>
<div class="par">
<br /></div>
<div class="par">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.tutargowek.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-68816848654799123702015-04-29T08:17:00.000-07:002015-06-01T08:34:59.320-07:00MIESZKANIEC: Port Praski - jak nie praski<div style="text-align: justify;">
Ratusz po raz kolejny wyłożył do publicznego wglądu plan zagospodarowania Portu Praskiego. Do poprzedniej wersji, z listopada 2011 r., zgłoszono około 600 uwag, po których rozpatrzeniu zdecydowano się na pewne zmiany. M.in. ma pozostać na starym miejscu pomnik Kościuszkowców.<br />
Ma być więcej przejść do portu dla pieszych. Zrezygnowano z jednego z wysokościowców. Przybędzie – na wniosek inwestora – duża galeria handlowa. Projekt wciąż jednak budzi kontrowersje, a zastrzeżenia dotyczą m.in. gęstości planowanej zabudowy. Na stosunkowo małym obszarze (niespełna 40 ha) mają powstać m.in. cztery wieżowce (o wysokości 160, 140, 120 i 100 m) z biurami (w sumie około 200 tys. m kw. pow.), apartamentami, hotelem, galerią handlową i usługami, luksusowa dzielnica mieszkaniowa (budynki do 40 m) także ze sklepami, restauracjami i lokalami usługowymi oraz kompleks sportowy, marina dla jachtów. Szacuję, że w dni powszednie, w godzinach od 8.00 do 17.00 będzie tu przebywało ̶ uwzględniając mieszkańców, pracowników i przyjezdnych – do 30 tys. ludzi. Część dojedzie koleją,metrem, planowanym tramwajem wodnym, ale wielu samochodami. Gdzie je postawią? Na Okrzei, Kłopotowskiego, innych bocznych uliczkach? Obawiam się, że szykuje się w tym rejonie komunikacyjny Armageddon. Bywałem na wielu spotkaniach w tej sprawie, proponowałem obniżyć domy i zmniejszyć ich powierzchnię, ale te postulaty, nie tylko moje, jedynie częściowo uwzględniono. 20 kwietnia odbyła się dyskusja publiczna nad nowym planem. Nie wiem, czy była za mało rozreklamowana, czy też miejsce zostało<br />
niefortunnie wybrane (Pałac Kultury i Nauki zamiast jakaś sala na Pradze), ale uczestniczyło w niej zaledwie ok. 20 osób, a nie wierzę, by Prażanie nie byli nią zainteresowani. W dodatku głos zabierali<br />
głównie architekci i urbaniści. Opinie były podzielone. Od skrajnie negatywnej: po co tu wieżowce?<br />
nie pasują do Pragi, do jej zabudowy historycznej, oszpecą Warszawę, po pełną superlatyw laurkę: wspaniałe dzieło, przykład dla innych miast, dowód odwagi projektantów itp. Wątpliwości wzbudziła<br />
ul. Nowojagiellońska, która ma być przedłużeniem ul. Zamoyskiego do ul. Okrzei, a dalej kilkusetmetrowym tunelem ciągnąć się do al. Solidarności. Będzie, nie będzie? Potrzebę jej budowy zakwestionowali niezależnie od siebie specjaliści z Politechniki Warszawskiej i Krakowskiej, którym miasto oraz inwestor czyli spółka Port Praski, zlecili wykonanie ekspertyz. Mimo to ulica figuruje w świeżo zaktualizowanym studium zagospodarowania miasta, które jest nadrzędne w stosunku do planów miejscowych, a więc i Portu Praskiego. Po co miasto zlecało ekspertyzę, skoro z niej nie skorzystało? Czy znowu trzeba będzie aktualizować studium, a potem plan Portu czyli po raz kolejny odłożyć sprawę? I tak ad calendas Graecas? Wskazywano na wciąż nieusunięte utrudnienia w dostępie do portu. Na grożący mieszkańcom brak słońca z powodu wysokiej zabudowy. Na problem garaży i parkingów. Pytano o zabezpieczenia przeciwpowodziowe. Nie padły konkretne odpowiedzi, ale wiem, że z tymi ostatnimi jest wielki kłopot. Miasto nie kwapi się z wydawaniem pieniędzy na śluzę. Spółka Port Praski chciałaby ją zbudować, ale nie może, bo przepisy nie pozwalają, by tego typu instalacje budował prywatny inwestor. Sytuacja jest więc patowa. Może ratusz powinien się zdecydować na partnerstwo publiczno-prywatne? Niech wreszcie coś się ruszy z inwestycjami, o których mówi się w Warszawie od dwóch dekad. Plan był wyłożony do 29 kwietnia, ale nadal jest dostępny na stronach internetowych miasta (www.bip.warszawa.pl). Zachęcam do zapoznania się z nim oraz zgłaszania uwag. Można je składać na piśmie skierowanym do Prezydenta za pośrednictwem Biura Architektury i Planowania Przestrzennego (ul. Marszałkowska 77/79, 00-683 Warszawa) albo w dzielnicy. Jest na to czas do 20 maja. Nie zostawiajmy sprawy urzędnikom.</div>
<br />
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i><br />
<br />Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-82856771689162274972015-04-16T07:58:00.000-07:002015-04-17T07:59:05.772-07:00MIESZKANIEC: Jej szerokość Grochowska<div style="text-align: justify;">
Jesteśmy już parę miesięcy po wyborach samorządowych i dzielnice się aktywizują. Pod koniec marca władze Pragi Południe zaprosiły mieszkańców do klubokawiarni Kicia Kocia na spotkanie na temat przyszłości ul. Grochowskiej. Na początku wiceburmistrz Jarosław Karcz zabrał dość licznie zgromadzoną publiczność na wirtualny spacer przedstawiając poszczególne obiekty, zabudowania oraz miejsca, w których dzielnica zamierza inwestować lub realizować własne projekty. Potem były pytania i odpowiedzi. Zgodnie z postulatami zgłaszanymi w trakcie ubiegłorocznych konsultacji społecznych, Grochowska ma stać się ulicą rzemieślników. (Bankowcom już dziękujemy!). Mają tu wrócić nie tylko szewcy, krawcy, zegarmistrzowie, ale też kaletnicy, tapicerzy, ramiarze, garncarze, ceramicy, itp. zanikające zawody, których doliczono się ponad 20. Wytypowano na razie dziewięć lokali, do tej pory na podstawie konkursu objęte zostały trzy, ale początki jak wiadomo zawsze są trudne. Projekt będzie kontynuowany. Ulicą z charakterem ma też zostać Skaryszewska. Władze chcą tu stworzyć kolejną przystań dla artystów wynajmując im po preferencyjnych cenach lokale na pracownie. Projekt wywołuje trochę kontrowersji wśród mieszkańców innych części Pragi Płd., ponieważ akurat w tej okolicy nie brakuje zaplecza dla inicjatyw kulturalnych, choćby Lubelska 30/32 czy Soho Faktory, są też teatry. Dlaczego tylko na Kamionku będzie działo się coś ciekawego? - pytano. Jak jednak tłumaczył burmistrz, w dyspozycji miasta mało jest dużych powierzchni, na których można by urządzić pracownię malarską czy też scenę teatralną, a przy Skaryszewskiej można je wygospodarować w dawnych fabryczkach, drukarniach itp. Poza tym, mimo iż trochę tu się ostatnio zmieniło na lepsze, jest to wciąż najbardziej zaniedbana część dzielnicy. Ale i na samej Grochowskiej napotykamy na kontrasty. W sąsiedztwie odrestaurowanych zabytkowych kamienic straszą budynki i tereny w opłakanym wręcz stanie, zaśmiecone, ogrodzone odrapanymi płotami. Przyczyny są od lat takie same. Jak wyjaśniał J.Karcz, z jednej strony jest to bariera finansowa, z drugiej - roszczenia związane z dekretem Bieruta. W budynkach i na działkach objętych roszczeniami miasto nie może nic zrobić. Przyjęta przez Senat ustawa, której jestem współautorem, a nad którą pracuje obecnie Sejm, pozwoli w dużym stopniu uchylić drugą z tych barier. (Przypomnę, że chodzi m.in. o to, by w przypadku, gdy roszczenie zostało zgłoszone dawno temu, ale właściciel lub spadkobiercy się nie zgłaszają, nieruchomość przechodziła na własność gminy). Przysłuchując się dyskusji zdałem sobie natomiast sprawę, że potrzebna byłaby jeszcze jedna ustawa. Mianowicie taka, która zobowiązywałaby właścicieli do zadbania o odzyskane mienie i zagospodarowania go w ściśle określonym terminie. Gdyby się z tego nie wywiązali, gmina przejmowałaby nieruchomość. W innych krajach istnieją takie rozwiązania. My ich nie mamy, zdarza się więc, że po zwróceniu właścicielom budynki - na spotkaniu mówiono m.in. o zabytkowej piekarni Teodora Reicherta przy<br />
Rondzie Wiatraczna oraz pawilonach przy Szembeka – nadal niszczeją. W związku z budową obwodnicy Śródmieścia w perspektywie kilku najbliższych lat duże zmiany szykują się przy Rondzie Wiatraczna. Wygrała, choć droższa, koncepcja poprowadzenia obwodnicy pod ziemią, okoliczne kamienice nie będą więc wyburzane, a miejsce ma stać się, jak zapewniał burmistrz, bardziej przyjazne mieszkańcom. Skoro tak, to zaproponowałem, by powstało tu jedno z 10 planowanych przez miasto centrów lokalnej społeczności, gdzie można będzie zrobić zakupy, załatwić sprawy na poczcie, porozmawiać ze znajomymi itd. Do wzięcia na ten cel z miejskiej kasy jest 5 mln zł, trzeba tylko aktywnie o te pieniądze zawalczyć. Mimo iż nie wszystkie pytania mieszkańców doczekały się konkretnych odpowiedzi, spotkanie uważam za udane. Mam nadzieję, że będzie inspirujące dla władz dzielnicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-67006879726955988322015-03-31T07:41:00.000-07:002015-04-17T07:45:52.093-07:00MIESZKANIEC: Strachy na lachy<div style="text-align: justify;">
Straszenie stało się w Polsce nieodłącznym elementem gry politycznej. Przypomnę, że np. konstytucja z 1997 r. miała być, zdaniem jej przeciwników, zagrożeniem nie mniejszym niż bolszewicka nawałnica z 1920 r. Miała zagrażać wolności religijnej, prowadzić ku dechrystianizacji i rozbiorom Polski, ustanowić tyranię prezydenta (sic!), odmawiać rodzicom prawa do wychowywania własnych dzieci, godzić w suwerenność państwa, ograniczać prawo rolników do ziemi, pozbawić naród tożsamości, a człowieka ludzkich praw itp. Podobne lub jeszcze gorsze plagi miały spaść na Polskę po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Mówiono, że UE to nowy Związek Sowiecki. Straszono nas także Niemcami (wykupią polską ziemię), laicyzacją, rozpadem rodzin, cywilizacją śmierci itd. Większość Polaków okazała się odporna na takie dictum i – jak dowiodło życie – dobrze na tym wszyscy wyszliśmy. Politycy nie zrezygnowali jednak ze straszenia, o czym można się było przekonać podczas debaty nad konwencją antyprzemocową. Niestety, do tej gry włączyła się twórczo także część (na szczęście mniejszość) Senatu, który do tej pory chwaliłem za rozsądek i umiarkowanie. Konwencja, która mówi o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (i o niczym więcej) uderza, zdaniem opozycyjnych senatorów, w chrześcijaństwo, małżeństwo, rodzinę, cywilizację, naszą tradycję i tożsamość. Stanowi istotne zagrożenie dla ładu społecznego w Polsce. Narusza podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Dąży do uwolnienia kobiety od roli żony i matki. Odbiera rodzicom prawo wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wprowadza do szkół tylnymi drzwiami deprawację dzieci i młodzieży. Niszczy światopoglądową bezstronność państwa oraz równość kobiet i mężczyzn. Oznacza wypowiedzenie wojny płci biologicznej, zwycięstwo gejów, lesbijek, transwestytów i transseksualistów, którzy będą mogli zgodnie z prawem udawać, że są małżeństwem, adoptować dzieci i zabawiać się w rodzinę. Nie tylko nie zwalczy przemocy, ale przyniesie jej eskalację („bo rycerski szacunek, jakim mężczyźni w Polsce darzą kobiety, zostanie przez jakieś głupie zapisy zburzony”). Poprzez zerwanie więzi pokoleniowych, cywilizacyjnych, odwiecznych, narzuconych prawem naturalnym rozwiązań doprowadzi do degrengolady moralnej, intelektualnej, a co za tym idzie, do upadku realnej demokracji. Jeden z senatorów doszukał się analogii między traktowaniem<br />płci przez konwencję i prywatnych środków produkcji przez Marksa i Engelsa: „Neomarksizm podchodzi do naszych wrót” ̶ wieszczył. Inny martwił się, że w świetle konwencji nie wiadomo, kto jest kobietą, a kto mężczyzną. (I jak tu żyć?) Jeszcze inny namawiał do odrzucenia konwencji w trosce o kondycję gospodarki. (Podejrzewam, że pomyliły mu się debaty). Słowem, czeka nas koszmar. Nie dałem się jednak przestraszyć i – podobnie jak większość senatorów – głosowałem za przyjęciem konwencji. Mam nadzieję, że Polska ją szybko ratyfikuje. Warto podkreślić, że nie wszyscy polscy księża ulegli katastroficznym wizjom hierarchów. Ks. Alfred Wierzbicki, filozof z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mówi w wywiadzie dla jednej z gazet. „Najbardziej niebezpieczne jest posługiwanie się hasłami, że to koniec cywilizacji chrześcijańskiej, zdrada katolicyzmu, niszczenie polskiej rodziny. Bo jest zupełnie odwrotnie. Konwencja może pomóc w uzdrowieniu rodziny. I to jest w niej pozytywne”. I może na tym zakończmy ten spór, a skupmy się na dobrej realizacji przepisów, zawartych w konwencji, aby nie pozostały tylko na papierze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-9497531702591144922015-03-12T08:43:00.000-07:002015-03-16T05:43:00.156-07:00MIESZKANIEC: Może być sprawiedliwiej<div style="text-align: justify;">
Od lat politycy warszawscy powtarzają, że dekret Bieruta to nieszczęście Warszawy, ale do tej pory na utyskiwaniach się kończyło. Na mocy tego dekretu dawni właściciele lub ich spadkobiercy mają prawo do zwrotu znacjonalizowanych po wojnie nieruchomości lub do odszkodowań za nie i to - choć jest dla miasta potężnym obciążeniem finansowym, o czym nie wszyscy chcą pamiętać - oczywiście nie budzi wątpliwości. W stolicy panuje jednak reprywatyzacyjny chaos, z którego często korzystają rozmaici oszuści i cwaniacy. Przejmują kamienice z lokatorami, parki, skwery, działki, na których znajdują się szkoły, przedszkola, szpitale, muzea itp. - albo metodą „na kuratora” reprezentującego właściciela, którego adresu nie można ustalić (zwykle on już po prostu nie żyje), albo wyłudzając za grosze roszczenia od naiwnych właścicieli. Po czym lokatorzy są eksmitowani, szkoły i przedszkola likwidowane, parki przestają być parkami itd. A miasto jest bezradne. W dodatku nie może inwestować na terenach, do których zgłoszono roszczenia, ani remontować kamienic, o które ktoś się zaraz po wojnie upomniał, choć teraz nie daje znaku życia. Dłużej nie można było tego tolerować. Opracowałem (wraz z sen. A. Pociejem) projekt ustawy zapobiegającej oszustwom i dającej miastu pewne instrumenty działania. Ustawę tę Senat przyjął - co jest rzadkością - bez głosu sprzeciwu (!) i skierował ją do Sejmu. W ustawie proponujemy kilka istotnych rozwiązań: po pierwsze, sądy nie będą mogły ustanawiać kuratorów dla właścicieli, którzy według wszelkich znaków na niebie i ziemi już dawno nie żyją, bo np. musieliby mieć 130 lat. (Aż nie do wiary, że dla sędziów nie było to oczywiste). Po drugie, miastu będzie przysługiwać prawo pierwokupu w przypadku handlu roszczeniami. Jeśli więc jakiśspryciarz wyłudzi np. za 5 tys. zł roszczenie do kamienicy, strasząc właściciela, że po jej odzyskaniu będzie musiał wydać masę pieniędzy na remont, miasto będzie miało prawo odkupić ją od tegoż spryciarza za tę samą kwotę. Po trzecie, miasto nie będzie musiało zwracać działek zajętych przez instytucje użyteczności publicznej. Może też (ale nie musi) odmówić zwrotu budynku, który był zniszczony w dwóch trzecich, czyli państwo poniosło duże koszty na jego odbudowę. Po czwarte, nieznanym posiadaczom zgłoszonych 70 lat temu roszczeń zostanie wyznaczony czas na zgłoszenie się. Jeśli się nie pojawią w terminie, nieruchomość stanie się własnością publiczną i dekretowe kamienice będzie można remontować. W dwóch ostatnich przypadkach właściciele lub spadkobiercy mogą nadal ubiegać się w sądzie o odszkodowanie, a więc nie zostaną bez niczego. Dla Pragi skutki dekretu Bieruta są szczególnie dotkliwe. W kamienicach objętych roszczeniami remontuje się tylko fasady. Bywam w nich. Ludzie żyją tam w dramatycznych warunkach, bez toalet, łazienek, ciepłej wody, w zimnie. To nie może trwać w nieskończoność. Zdaję sobie sprawę, że ten projekt wszystkich nie zadowoli, że potrzebna jest ustawa reprywatyzacyjna, doświadczenie parlamentarne mówi mi jednak, że gdy będziemy ciągle liczyć na kompleksowe rozwiązanie, nigdy się nie da niczego naprawić. Pewnie znajdą się tacy, którzy będą podważać nowe prawo, padną zarzuty o jego niekonstytucyjności. Ale uważam, że gdy istnieje tylko podejrzenie, że ustawa może naruszać jakiś przepis konstytucji, lecz nie jest to pewne, trzeba działać. Jeśli ten przepis nie obroni się przed Trybunałem Konstytucyjnym, będziemy go poprawiać. Trzeba uciąć złe prawo i działania cwaniaków. Teraz projektem zajmie się Sejm. Mam nadzieję, że prace pójdą szybko, chociaż… Senat nie pierwszy raz próbuje walczyć z patologiami związanymi z reprywatyzacją. Niestety, ustawa dotycząca tzw. czyścicieli kamienic, która mówi, że utrudnianie przez właścicieli życia lokatorom - odcinanie wody, zdejmowanie dachu, zalewanie ściekami - jest przestępstwem i będzie ścigane, utknęła w komisjach sejmowych. Oby tym razem było inaczej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-26391907237847061942015-02-26T08:50:00.000-08:002015-03-13T09:27:58.766-07:00MIESZKANIEC: O odnalezionym dokumencie, smoku i muzie Modiglianiego<div style="text-align: justify;">
Bez żadnej przesady, można by go słuchać godzinami. Swoimi opowieściami przenosi nas w czasie na Pragę, której nie znamy, przed i powojenną. Mówi o ludziach zasłużonych dla dzielnicy i tych, którzy zapisali się w jego pamięci. A zapisało się w niej wiele, bo urodził się w 1922 r. Piszę o Pawle Elszteinie. Rodowitym Prażaninie. Pisarzu, dziennikarzu, fotografi ku. W ubiegłym tygodniu miałem okazję znowu go posłuchać podczas promocji drugiego wydania jego książki pt. „moja Praga…moja Warszawa”. Jest w znakomitej formie. Spotkał się z czytelnikami w Bibliotece Publicznej na Skoczylasa i przez ponad 2 godziny, bez chwili odpoczynku, bawił, wzruszał i zadziwiał swoimi anegdotami. Wznowiona książka to prezent na 367. urodziny Pragi, ale okazało się, że pan Paweł wniósł już kilkanaście lat temu swój wkład do obchodów tej rocznicy. Mianowicie odnalazł, po trzech latach poszukiwań, oryginał aktu nadania Pradze praw miejskich przez króla Władysława</div>
<div style="text-align: justify;">
IV. Podjął poszukiwania na prośbę władz dzielnicy, najpierw peregrynując wśród sławnych profesorów-historyków, potem po bibliotekach. Wszyscy byli przekonani, że dokument nie przetrwał potopu szwedzkiego, zaborów, kolejnych wojen, Powstania itd. Zmysłem śledczym wykazała się żona pana Pawła, która wysłała go do Archiwum Akt Dawnych na ul. Długą. I to był strzał w „10-kę”. Wystarczyło zapłacić 15,50 zł, odebrać fotokopię i potem chronić ją jak oka w głowie przed ewentualnymi złodziejami w specjalnie zakupionej teczce. Pan Paweł został uhonorowany za ten czyn dyplomem i medalem pamiątkowym, ale – jak zażartował ̶ o tym, aby zwrócić mu poniesione koszty, już nikt nie pomyślał. Reprezentuję wprawdzie władzę ustawodawczą, a nie wykonawczą, niemniej postanowiłem naprawić ten historyczny błąd i po doliczeniu kosztów przejazdu i teczki wręczyłem na zakończenie spotkania Panu Elszteinowi 20 zł , co on i zebrani przyjęli ze zrozumieniem i humorem. Jak już pan Paweł wgryzł się w epokę, to odkrył, iż czasy Władysława IV zaowocowały niezwykłym wydarzeniem. Otóż król marzył o Polsce mocarstwowej. Pobudował zbrojownię w Warszawie, flotę wojenną na wybrzeżu (Władysławowo to na jego cześć), otaczał się naukowcami. Jednym z nich był Burattini, spolszczony Włoch. Skonstruował on model statku latającego w postaci smoka z ruchomymi skrzydłami o rozpiętości 2 m. Pokazowy lot wypadł pomyślnie, pojawił się więc pomysł, by zbudować dużego smoka, zapakować do środka żołnierzy i zaatakować prewencyjnie Turcję, która podobno zamierzała runąć na Europę. Lot do Istambułu miał trwać 12 godzin. To nie bajeczka – zarzeka się autor. W Paryżu są dokumenty, łącznie z rysunkami. Jego zdaniem, to nie był głupi projekt, a wie co mówi, bo modelarstwo lotnicze też nie jest mu obce. Poszukiwanie ciekawostek związanych z Pragą, odkrywanie zaginionych śladów ludzi i ich losów jest jedną z pasji Pawła Elszteina. Do jego odkryć należy np. mało znana historia pochodzącej z Pragi muzy i przyjaciółki włoskiego malarza, Amedeo Modiglianiego (znany z obrazów kobiet z charakterystycznymi długimi szyjami). Pani Lunia (Elżbieta? Alicja?) Makowska była dzieckiem działacza robotniczego, prześladowanego przez władze carskie. Uciekając przed nimi najpierw znalazła się w Krakowie, gdzie skończyła gimnazjum, a potem w Paryżu. Tam poznała Modiglianiego. W 1916 r. namalował jej pierwszy portret. W sumie powstało ich 14, ale być może więcej, bo wiele zaginęło. Pozowała mu przez 4 lata, aż do śmierci artysty. W 1987 roku 93-letnią panią Lunię (wówczas Czechowską-Choroszcze), poznała we Francji inna mieszkanka Pragi, nieżyjąca już malarka Teresa Roszkowska i przywiozła jej autograf w darze dla inżyniera Tadeusza Burchackiego, też zasłużonego Prażanina. Wiele pomników warszawskich zostało odbudowanych lub zrekonstruowanych dzięki jego staraniom i współpracy. Ale to już kolejna fascynująca historia…</div>
<br />
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i>Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-56931273367040402362015-02-12T08:56:00.000-08:002015-03-13T09:19:08.361-07:00MIESZKANIEC: Istnieją jeszcze zasady i honor<div style="text-align: justify;">
Tydzień temu wróciłem z ważnego posiedzenia Rady Europy, na którym dyskutowano, czy przywrócić delegacji Rosji pełne prawa uczestnika Zgromadzenia Parlamentarnego. Przypomnę, że w kwietniu 2014 r., po bezprawnej aneksji Krymu przez Rosję, oburzona Rada Europy postanowiła, że do końca2014 r. delegacja rosyjska nie będzie miała prawa do głosowania nad rezolucjami Rady (będzie natomiast mogła zabierać głos w czasiedebat, aby przedstawiać swoje stanowisko), będzie zawieszona w prawach członka Prezydium Rady i nie będzie mogła uczestniczyć w misjach zagranicznych Rady. Rosjanie obrazili się i wyjechali.Rok 2014 się skończył i trzeba było ponownie rozpatrzyć tę kwestię.Rosyjscy delegaci wzięli aktywny udział w tej debacie, ale poziom ich argumentacji przypominał jako żywo czasy późnego Breżniewa i nie wskazywał na chęć prowadzenia uczciwego dialogu. Przykład? Proszę bardzo. Mr Puszkow: „Na Ukrainie nie ma rosyjskich żołnierzy, pokażcie mi jeden dowód”. Mr Szlegel: ”Wydarzenia na Majdanie to wynik wielkiego, międzynarodowego spisku USA i Unii Europejskiej.”Mrs Goriaczewa: „Na lotnisku w Doniecku znaleziono ciało ubranew natowski mundur(!)”. Mr Ziuganow: „Największym zagrożeniem dla Europy jest amerykański imperializm i naziści na Ukrainie”. To nie są ofiary putinowskiej propagandy, to są jej wyznawcy i twórcy. Na te brednie odpowiadało wielu mówców z różnych krajów, zabrałem głosi ja i powiedziałem, co następuje: „Rezolucja z 16 kwietnia 2014 r.,</div>
<div style="text-align: justify;">
ograniczająca po raz pierwszy pełnomocnictwa delegacji rosyjskiej stwierdzała: „ Zgromadzenie zastrzega sobie prawo do anulowania pełnomocnictw rosyjskiej delegacji, jeśli Federacja Rosyjska nie doprowadzi do deeskalacji sytuacji i nie zrezygnuje z aneksji Krymu”. Dziś jest gorzej, niż było. Krym jest nadal okupowany przez Rosję, a zamiast deeskalacji postępuje i rozszerza się przemoc. Natychmiast po zagarnięciu Krymu, Rosja przystąpiła do wspierania separatystów na wschodzie Ukrainy, dostarczając im broń i wysyłając żołnierzy. Separatyści i przebrani rosyjscy żołnierze permanentnie naruszają porozumienie z Mińska i atakują nie tylko ukraińską armię, ale także cywilów, ostatnio w Mariupolu. W Rosji szaleje szowinistyczna i kłamliwa propaganda. Demokratycznie wybrany rząd ukraiński określany jest jako „junta”, a system polityczny – jako „faszystowski”. Wszystkie te fakty świadczą, że Rosja nie zaakceptowała faktu, że Ukraina wybrała własną drogę – drogę do Europy. W kwietniu zeszłego roku delegaci rosyjscy zapewniali nas, że tak zwane „zielone ludziki” na Krymie nie miały nic wspólnego z rosyjską armią, a broń kupili sobie w sklepach. Po trzech miesiącach Prezydent Putin przyznał się do kłamstwa w tej sprawie. Dziś ci sami</div>
<div style="text-align: justify;">
delegaci próbują przekonać nas, że w Donbasie nie ma ani rosyjskiej broni, ani rosyjskich żołnierzy. Szanowni rosyjscy koledzy, proszę, nie obrażajcie naszej inteligencji! Konkludując: restrykcje, nałożone w kwietniu, powinny być podtrzymane, powinniśmy wysłać jasny sygnał: Rada Europy oczekuje, że Federacja Rosyjska zapewni przestrzeganie zawieszenia broni, rozpocznie wycofywanie żołnierzy i ciężkiego sprzętu wojskowego z Donbasu oraz umożliwi sprawowanie efektywnej kontroli granic przez władze ukraińskie. Jedynie takie kroki mogą stworzyć warunki do zniesienia lub ograniczenia sankcji. Rosyjska delegacja grozi wycofaniem Rosji z Rady Europy. Gdyby tak się stało, będziemy nad tym ubolewać, ale wolne, demokratyczne kraje bronią swoich zasad i wartości i nie mogą ulegać szantażowi. Musimy powiedzieć głośno i zdecydowanie: Rada Europy nigdy nie zaakceptuje agresji! Rosja – jeśli chce być pełnoprawnym członkiem Rady – jest obowiązana te zasady i wartości przestrzegać.” Sankcje zostały utrzymane dużą większością głosów. Rada Europy(47 krajów) nie ma wojska ani nie może nałożyć sankcji ekonomicznych. Ma tylko swoje zasady i ma honor. Właśnie pokazała, że istnieją one nie tylko na papierze.</div>
<br />
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i>Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-74611453457423110682015-01-29T09:05:00.000-08:002015-03-13T09:13:29.824-07:00MIESZKANIEC: Tak się fajnie dobraliśmy<div style="text-align: justify;">
W natłoku złych wiadomości, którymi bombardują nas media, przyjemnie usłyszeć, że gdzieś coś się udaje, ludzie się ze sobą dogadują i robią razem coś pożytecznego.<br />
Miło mi poinformować, że zdarzyło się to na Pradze Północ. Półtora roku temu kilkanaście tutejszych organizacji pozarządowych i instytucji społecznych zajmujących się dziećmi i młodzieżą postanowiło połączyć siły i stworzyć wspólnyprojekt – lokalny system wsparcia oraz wejść z nim do szkół. Początki Konsorcjum BAZA (Baza Akcji Zintegrowanej Animacji), bo taką nazwę przyjęli, były trudne. Wcześniej bezpardonowo rywalizowali o pieniądze z budżetu miasta robiąc podobne albo te same rzeczy, trochę więc trwało zanim przełamali wzajemną niechęć i nieufność. Niełatwo było też przekonać do współpracy nauczycieli i dyrektorów szkół. Ci ostatni podchodzili do nich, co dziś sami przyznają, jak pies do jeża. W końcu, pierwszy raz w historii, zaczęli realizować coś wspólnie nie na papierze i nie od przypadku do przypadku, ale faktycznie, w sposób planowy i skoordynowany. Dzięki temu nie dublują się, lecz uzupełniają, wsparcie jest bardziej skuteczne i korzysta z różnych jego form ̶ za te same pieniądze ̶ dwa razy więcej dzieci i młodzieży niż dawniej.<br />
W sumie ponad 900 młodych ludzi w wieku od 7 do 18 lat. BAZA działa na ulicy, w szkołach, w placówkach wsparcia dziennego, w klubach młodzieżowych. Jednym z głównych celów jest wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów, nacisk został więc położony na odrabianie lekcji, w czym pomagają przeszkoleni wolontariusze oraz na korepetycje, indywidualne lub grupowe, które mają charakter ogólny, albo specjalistyczny, z wybranego przedmiotu. W szkołach uczestniczących w projekcie odbywają się różnego rodzaju warsztaty wspierające uczenie się, są dni poświęcone kulturze, interaktywne spektakle teatru edukacyjnego. Wreszcie coś, do czego przywiązuje się szczególna wagę – raz na miesiąc odbywają się spotkania interdyscyplinarne mające na celu stworzenie programu rozwoju indywidualnego poszczególnych uczniów. Drugim obszarem działania BAZY jest zagospodarowywanie czasu wolnego. Można uczyć się tańca, gry na instrumentach, gotowania, nakręcić film albo teledysk, spróbować sił na scenie teatralnej, iść z opiekunem do kina, parku, na basen, kręgle, pizzę, pojechać na wycieczkę, rajd rowerowy, wziąć udział w ozdabianiu miejsca swego zamieszkania – podwórka, klatki schodowej, albo zajęciach sportowych. Po jakimś czasie, gdy o BAZ-ie było już nieco wiadomo, zaczęły się do niej zgłaszać organizacje, instytucje i prywatne osoby z ofertą współpracy i pomocy w tych przedsięwzięciach. Niektóre nawiązane w ten sposób kontakty są trochę zaskakujące. Np. podopieczni Armii Zbawienia współpracują z klubem bokserskim Fenix. Zaczęło się od zaproszenia dzieci na zajęcia próbne. Pojechali 15-osobową grupą, dziś regularnie przychodzą, a niektórzy niedługo wystartują w zawodach. BAZA ma też ofertę dla rodziców, którzy nie radzą sobie z wychowaniem swoich dzieci. Czy jest w tej beczce miodu łyżka dziegciu? Niestety, jest. Otóż projekt BAZA formalnie już się zakończył, a półtora roku to za mało, by coś w widoczny sposób na trwale zmienić, zwłaszcza w dziedzinie edukacji i wychowania. Potrzebna jest dalsza praca, z perspektywą co najmniej do 2020 r. Tymczasem nie jest jasne, czy i w jakim zakresie projekt będzie kontynuowany, nie wiadomo, czy Urząd Miasta, który był jego promotorem, będzie go nadal współfi nansował i czy nowe władze dzielnicy będą nim zainteresowane. Przedstawiciele organizacji zrzeszonych w Bazie zapewniają, że nie będą czekali na pieniądze z Ratusza, żeby dalej współpracować („Tak się fajnie dobraliśmy…”) i robić swoje. To, jaka będzie skala i efektywność tego działania zależy jednak w dużej mierze od pieniędzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-7654443564423304982015-01-15T05:31:00.000-08:002015-01-19T05:32:27.409-08:00MIESZKANIEC: Pogrzeb, a znajdziesz pieniądze<div style="text-align: justify;">
Właśnie przetoczyła się przez Senat debata budżetowa i po raz kolejny opozycja (nie mówię jaka, bo od lat 25-ciu każda opozycja mówi to samo) zarzuciła rządowi, że bezlitośnie obcina niezbędne wydatki na ważne cele społeczne. Rząd rutynowo zapytał: „A skąd wziąć? Czy opozycja zgadza<br />się na podwyżkę podatków?” Na to opozycja również rutynowo odpowiedziała: „Wystarczy znieść ulgi i preferencje podatkowe i zaraz na wszystko starczy”. Postanowiłem wreszcie sprawdzić, co to za ulgi i konkretnie wskazać opozycji, gdzie ma szukać pieniędzy. Nie było łatwo dobrać się do materiałów Ministerstwa Finansów, ale że mam tu pewne doświadczenie, więc znalazłem, co trzeba.<br />Wszystkie ulgi w 2013r. wyniosły 74 mld zł. Uff – kupa forsy! Nic tylko ciąć i odzyskane pieniądze wydawać! Na pierwszy ogień poszedł VAT. Podstawowa stawka wynosi 23%, a tu proszę: producenci żywności, leków, książek, mieszkań, sprzedawcy węgla dla ludności, szewcy, krawcy, fryzjerzy itp. Płacą tylko 5,7 albo 8%. Budżet traci na tym aż 44 mld zł! Pobiegłem z tym do znajomego działacza opozycji i triumfalnie powiedziałem: „Zażądajcie, aby wszyscy producenci płacili 23%. Będzie sprawiedliwie i 44 mld do rozdysponowania!”. Ten spojrzał na mnie z politowaniem: „Czyś pan na głowę upadł? Przecież to spowodowałoby kilkunastoprocentowy wzrost cen podstawowych towarów<br />i usług! Ludzie by nas na strzępy roznieśli”. Nie, to nie. A może znajdę coś w ulgach w podatku PIT? Było nie było, to aż 19 mld zł. Niestety, tu znowu kłopot. Działacz opozycji w żadnym razie nie chciał likwidować ulg podatkowych na dzieci (8 mld zł), ani wspólnych rozliczeń małżonków (3 mld). „Przecież rodzina to podstawa Rzeczypospolitej!” – spojrzał na mnie zdziwiony i podejrzliwie<br />zapytał: „A pan to przypadkiem nie gej?” Spłoszyłem się, ale nie dawałem za wygraną. Zapytałem, czy może chciałby opodatkować pomoc finansową, wypłacaną niepełnosprawnym, biednym i kombatantom (budżet zyskałby na tym całe 2,5 mld zł!)? Wyraźnie się wystraszył. „Pan to mówi serio?” „Oczywiście nie” – powiedziałem – „ale ja przecież tylko chcę zrealizować pański postulat”. Nagle wydało mi się, że coś znalazłem. Oto unijne dopłaty dla rolników są zwolnione z podatku dochodowego. Opodatkujmy i budżet zyska 1,7 mld zł! „To nie ma sensu” – znowu skrzywił się mój polityk – „PSL się nie zgodzi”. Zapytałem, co opozycję obchodzi PSL. Działacz spojrzał na mnie<br />z politowaniem: „Niby pan taki doświadczony polityk, a nie rozumie. PSL będzie rządził zawsze, dziś z nimi, jutro z nami. Po co więc mamy żądać czegoś, czego i tak nie zrealizujemy po wygranych wyborach?” Spasowałem i zadumałem się nad swoją tępotą. Dalsza dyskusja potoczyła się tak samo. Ewentualne wycofanie preferencji uderzało a to w studentów, a to w drobnych przedsiębiorców albo w miejsca pracy – więc wszystkie te pomysły przedstawiciel opozycji stanowczo odrzucał.<br />W końcu znudzony poszedł sobie, a następnego dnia zobaczyłem go w TV, gdy z przekonaniem grzmiał, że rząd marnotrawi pieniądze na ulgi i preferencje i nie ma odwagi ich wycofać. Nie wytrzymałem, zadzwoniłem i zapytałem, gdzie u licha znalazł ulgi, które gotów byłby<br />zlikwidować – przecież wszystkie propozycje odrzucał! „Usługi pogrzebowe, proszę pana. Są obłożone VAT-em 7%-owym. Gdy dojdziemy do władzy podniesiemy ten VAT do 23%. Cena wzrośnie, ale proszę pana, dopóki ktoś żyje, to się tym nie przejmuje, a jak umrze, to<br />już nie może głosować. Trzeba tylko pogrzebać, a pieniądze się znajdą!” Zasmuciłem się – przecież sam mogłem na to wpaść. Muszę jeszcze nad sobą sporo popracować, jeśli chcę zostać prawdziwym i godnym tego miana przedstawicielem opozycji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
<br />
<br />Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-26189808494418545662014-12-18T04:55:00.000-08:002014-12-23T04:56:43.610-08:00MIESZKANIEC: Powyborcze refleksje<div style="text-align: justify;">
Pomijając brednie o sfałszowaniu wyborów, rozsiewane dla czysto politycznych i partyjnych interesów, faktem jest, że wpadka PKW ujawniła szereg słabości w ordynacji wyborczej. Warto więc zastanowić się, co zrobić, żeby było lepiej. Są różne postulaty. Politykom nie zawsze przyświecają szlachetne intencje, z zainteresowaniem więc wziąłem udział w debacie, którą zorganizowała<br />na ten temat Fundacja Batorego z udziałem socjologów, politologów i osób pracujących w komisjach wyborczych. W trakcie kilkugodzinnego spotkania wskazywano na wiele drobnych, ale uciążliwych<br />i powtarzających się od lat zaniedbań, które PKW i Krajowe Biuro Wyborcze lekceważyły uznając, że są bez znaczenia. Wzrost z 12% do 18% odsetka głosów nieważnych w wyborach do sejmików wojewódzkich daje do myślenia. Ale to ci sami posłowie, którzy szermują oskarżeniami o fałszerstwo, skreślili przepis nakazujący komisjom wyborczym opisywanie przyczyn nieważności głosu. Nie wiemy więc, czy były one puste, czy błędnie oddane. Postulat, by ten przepis przywrócić<br />wydaje się oczywisty. Ponadto o ważności głosu powinno przesądzać nie tylko postawienie iksa lub zamalowanie kratki, ale także postawienie tzw. ptaszka. (Dziś taki głos jest nieważny). Do sądów wpłynęło 1800 protestów. Większość jest uzasadniana tym, że „jedna pani powiedziała”, ale są też faktyczne nieprawidłowości dostrzeżone przez mężów zaufania oraz samych wyborców. Spodobała mi się propozycja, by w trakcie wyborów uruchamiany był adres mailowy, pod który można byłoby zgłaszać uwagi, np. o poniewierających się kartach do głosowania itp., do osoby odpowiedzialnej za usuwanie na bieżąco różnych uchybień. Uważam też, że mężów zaufania powinny zgłaszać nie<br />tylko partie polityczne, ale także niezależne organizacje pozarządowe. Nie wiem natomiast, po co urny miałyby być przezroczyste. Efekt psychologiczny? – wątpliwe. Ale jeśli tak, to karty do głosowania musiałyby być w kopertach, bo wybory są tajne, a tym samym liczenie głosów<br />trwałoby dłużej. Nie wiem też, co miałoby dać zainstalowanie kamer. Byłyby one nieruchome, więc rejestrowałyby obraz tylko z części lokalu wyborczego. Poza tym ze względu na wymóg tajności nie mogłyby być włączone w trakcie wyborów. No i kto, i jak oglądałby zapis z 80 tys. tych urządzeń?<br />„Książeczki”, które rzekomo zmyliły wyborców (nikt tego nie zbadał), pojawiły się, o czym posłowie zapomnieli, na ich życzenie. Uchwalili bowiem, że niewidomi mają samodzielnie wypełniać karty,<br />do czego potrzebne są specjalne nakładki, których nie da się nałożyć na duże płachty do głosowania. Zamiast więc likwidować książeczki należy lepiej edukować wyborców. Osobnym problemem jest informatyzacja wyborów, ale z polską informatyką generalnie dzieje się coś złego. Uczniowie i studenci wygrywają międzynarodowe konkursy, a krajowe projekty (informatyzacja ZUS, służby zdrowia, administracji itd.), kończą się klapą. Tymczasem państwo bez sprawnego systemu informatycznego przestaje funkcjonować. Warto się też zainteresować metodologią badań exit polls. Sondaże rozminęły się w przypadku PSL i PiS z wynikami wyborów. Nie wiadomo jednak, czy próba, na jakiej stosunkowo mało znana firma IPSOS te badania przeprowadziła, była wystarczająco reprezentatywna jeśli chodzi o mieszkańców wsi, małych i dużych miast. Szef IPSOS-u, pytany o metodologię na konferencji prasowej, zasłaniał się tajemnicą zawodową. Nie może być tak, że największe stacje telewizyjne wynajmują dowolną firmę dlatego, że jest tania, ta wysyła ankieterów pod lokale wyborcze wytypowane nie wiadomo według jakiego klucza, ogłasza jakieś wyniki, a potem robi się z tego awantura polityczna. Ta kwestia jest więc także do uregulowania. Zatem jest co robić, a czasu pozostało niewiele. Zgodnie z wyrokiem TK, na sześć miesięcy przed wyborami ordynacji nie można nowelizować. Dobrze byłoby, żeby parlamentarzyści zaprzestali awantur i oskarżeń, a zabrali się do roboty i przygotowali sensowny projekt zmian.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-6536824317646857762014-12-04T04:46:00.000-08:002014-12-23T04:49:28.946-08:00MIESZKANIEC: Politycy oblali kolejny egzamin<div style="text-align: justify;">
To, co się stało z wyborami, nie przysparza nam chwały. Z różnych powodów. Dopiero po 6 dniach poznaliśmy pełne wyniki, co zdarza się, ale w krajach zacofanych technologicznie, rozległych terytorialnie, o dużym zaludnieniu. Padły ciężkie słowa o fałszerstwie wyborczym, przy czym warto zauważyć, iż niektórzy politycy z PiS, SLD i radykalnych ugrupowań wypowiadali je, zanim<br />jakiekolwiek wyniki ogłoszono, co tylko świadczy o ich wyjątkowo złej woli. Na PKW, w której zasiadają zasłużeni sędziowie, o wysokim autorytecie prawnym i moralnym, wylano kubły pomyj, choć to nie oni a Krajowe Biuro Wyborcze, zupełnie inna instytucja, zajmuje się i odpowiada za funkcjonowanie systemu informatycznego oraz organizację wyborów. PKW, której zadaniem jest<br />gwarantowanie uczciwości procedur, zawiniła z kolei tym, że zbyt długo zwlekała z decyzją o ręcznym liczeniu głosów. Można więc powiedzieć, że obie te instytucje – choć w różnym stopniu – nie zdały po części egzaminu. W daleko gorszym stylu, i to po raz kolejny nie zdali go jednak politycy, którzy przedkładając partyjne interesy nad rację stanu podjudzają społeczeństwo.<br />Gdyby zapytać na ulicy przechodniów, jaka jest główna cecha ustroju demokratycznego, większość zapewne odpowie, że wolne, uczciwe wybory. Zatem zakwestionowanie ich uczciwości bez twardych dowodów (mężowie zaufania nabrali wody w usta?) uderza w podstawy państwa i we wszystkich obywateli, w tym także polityków, którzy takie tezy głoszą, bo przecież wszyscy jesteśmy częścią demokracji. Kto i w jaki sposób miałby fałszować wybory – i to w 16-stu województwach naraz?!<br />Zamiast rzucać bezpodstawne oskarżenia trzeba wyjaśnić wątpliwości i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jeśli chodzi o awarię systemu informatycznego, wiadomo, że został zbyt późno wdrożony, opracowała go niezbyt doświadczona firma, a testy były niedostateczne. Od jego<br />poprawienia są specjaliści. Druga sprawa to wyjątkowo duża liczba głosów nieważnych w wyborach<br />do sejmików wojewódzkich. 4 i 8 lat temu było ich ok. 12% – też dużo, ale teraz aż 18%. Niech jednak każdy z Czytelników odpowie sobie na pytanie, ilu znał kandydatów do sejmiku Mazowsza. Ja w swoim obwodzie nie znałem nikogo na żadnej z list, chociaż jestem politykiem. Wyobrażam więc sobie, że wyborcy, którym nazwiska kandydatów nic nie mówiły, nie mając swoich preferencji partyjnych po prostu oddali czyste karty. W poprzednich wyborach wśród 12% głosów nieważnych<br />czystych kart było 3/4. Jak było teraz, nie możemy się dowiedzieć, ponieważ posłowie zlikwidowali przepis nakazujący komisjom rozdzielanie głosów nieważnych na puste i błędnie oddane. Uważam, że należy go przywrócić – zresztą on nadal obowiązuje w wyborach na wójtów, burmistrzów, prezydentów i rady gmin – ponieważ to istotne, czy ludzie świadomie nie głosują, bo nie znają kandydatów, albo żaden im nie odpowiada, czy też stawiają błędnie krzyżyki – przy kilku komitetach. Mówi się, że PSL skorzystało z faktu, że miało listę z numerem „1”. Uważam, że parę procent zyskało, ale np. 4 lata temu to SLD skorzystał na jedynce uzyskując 15% głosów. (Rok później, w wyborach parlamentarnych tylko 8%). Może więc, zamiast snuć spiskowe teorie, zmienić<br />wygląd kart do głosowania? Może powinna być tytułowa strona, na której wymienione są wszystkie komitety? A może w różnych obwodach powinna być różna kolejność? W jednym PSL ma „1”, w drugim PiS itd. żeby było sprawiedliwiej?<br />Pomysły mogą być różne, nie mogą jednak – pod hasłami walki o demokrację – podważać jej fundamentów. Propozycja PiS, by w nowej PKW zasiadali przedstawiciele partii politycznych oznaczałaby przeobrażenie tej instytucji w kolejny polityczny ring, na którym reguły walki nie zawsze są czyste. To dopiero byłby cyrk! Niektórzy politycy, zanim coś powiedzą, powinni napić się zimnej wody i policzyć do stu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-81475340335503013522014-11-20T04:39:00.000-08:002014-12-23T04:43:50.766-08:00MIESZKANIEC: Ludzka twarz Senatu<div style="text-align: justify;">
O Senacie w mediach jak zwykle cicho. Szkoda, bo coraz mocniej angażuje się on w obronę praw człowieka i obywatela, warto więc, by zainteresowani mieli tego świadomość. Owoce przynosi coraz ściślejsza współpraca z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, ale nie brakuje też własnych inicjatyw<br />ustawodawczych. Wiele spraw – czasami wydawałoby się drobnych, ale dla ludzi, których dotyczą, ważnych – jest w toku, poinformuję o nich, gdy projekty zostaną przyjęte i przesłane do Sejmu. Na razie o tym, co do tej pory udało się zrobić. Zaproponowaliśmy zmianę niektórych przepisów ustawy o rehabilitacji tak, by ułatwić osobom niepełnosprawnym, które osobiście wykonują działalność gospodarczą ubieganie się o refundację składek na ubezpieczenia społeczne. Obecnie nawet minimalne opóźnienie w ich opłaceniu uniemożliwia uzyskanie refundacji, co może doprowadzić nawet do bankructwa firmy. Chodzi też o umożliwienie umarzania, rozkładania na raty bądź odraczania zwrotu pomocy udzielonej w tej formie. Zaproponowaliśmy nowelizację Kodeksu karnego tak, by uniemożliwić właścicielom kamienic nękanie lokatorów w celu zmuszenia ich<br />do opuszczenia mieszkań. Obecnie zalewanie mieszkań, dewastowanie budynku, usuwanie drzwi i okien, odcinanie wody, ogrzewania i prądu, zamurowywanie wejścia itp. nie jest przestępstwem, bo nie dochodzi do przemocy bezpośredniej wobec osoby (lokatorzy mogą się bronić przed takimi praktykami tylko na drodze cywilnej). Senat wnosi, by przemoc pośrednia też podlegała karze.<br />Zaproponowaliśmy likwidację luki prawnej w ustawie o ochronie roszczeń pracowniczych w razie niewypłacalności pracodawcy. Powodowała ona, że pracownicy polskiego przedsiębiorcy, którego upadłość ogłosił najpierw sąd zagraniczny (bo tam był zarząd), a potem powtórnie krajowy, nie mogli skorzystać z wypłaty świadczeń z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Wnieśliśmy projekt ustawy, która umożliwia rolnikom nieopodatkowaną i odformalizowaną produkcję i sprzedaż w niewielkim zakresie pieczywa, wędlin, dżemów, kompotów, serów itp. produktów. Wnieśliśmy projekt ustawy o petycjach. Prawo do nich uznaje się za jedno z najstarszych praw jednostki gwarantowanych w państwach demokratycznych. Jednak mimo, że zostało ono zapisane w naszej konstytucji, do niedawna było martwe, ponieważ nie określono procedur postępowania. Ustawa została w lipcu uchwalona i teraz władze publiczne nie mogą już petycji zignorować. Każda musi być rozpatrzona w określonym terminie, a obywatel, który ją złożył, musi zostać poinformowany, w jaki sposób została załatwiona. Zaproponowaliśmy zmianę ustawy o ochronie przyrody tak, by odpowiedzialność Skarbu Państwa za szkody wyrządzone przez niektóre<br />gatunki zwierząt nie była zależna od rodzaju majątku, w którym do nich doszło. Obecnie odpowiedzialność ta ogranicza się w przypadku szkód wyrządzonych przez bobry do gospodarstw rolnych, leśnych i rybackich, nie obejmując działek rekreacyjnych i domów nad rzekami<br />(Trybunał Konstytucyjny to zakwestionował), a np. w przypadku szkód wyrządzonych przez niedźwiedzie – do pasiek, zwierząt gospodarskich i upraw rolnych. Zaproponowaliśmy nowelizację ustawy o rencie socjalnej tak, by prawo do niej było uniezależnione od przebywania na terenie Polski. Wystarczy posiadanie w Polsce miejsca zamieszkania. Wnieśliśmy projekt ustawy o zmianie ustawy o komornikach sądowych i egzekucji. Chodzi o to, by dłużnik nie ponosił kosztów postępowania egzekucyjnego, które przeciw niemu nie powinno być prowadzone i zostało umorzone.<br />TK uznał obowiązujący przepis za niezgodny z zasadą przyzwoitej legislacji, co wydaje się oczywiste. To tylko niektóre z senackich projektów. Mam nadzieję, że Sejm nie będzie zwlekał z ich rozpatrzeniem i praca Izby Wyższej nie pójdzie na marne. Niestety, na razie większość utknęła w sejmowych komisjach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-60694741525429872292014-11-12T04:34:00.000-08:002014-12-23T04:36:20.150-08:00MIESZKANIEC: Wybory – Wielogłowy na prezydenta!<div style="text-align: justify;">
Wybory za kilka dni. Na kogo tu zagłosować? Tego oczywiście nie powiem, bo choć mam swoje preferencje, nie wypada mi uprawiać propagandy wyborczej. Chętnie jednak (i lekko żartobliwie) podsumuję kampanię wyborczą (bez nazwisk, a używane przeze mnie w dalszej części słowo „kandydat” może oznaczać zarówno mężczyznę, jak i kobietę). Widać, że kandydaci na prezydenta Warszawy odrobili lekcje z PR i nieobca jest im sztuka uwodzenia wyborców. Jeden nawet obiecuje, że jak wygra, to na stanowisku prezydenta będzie się zachowywał jak na pierwszej randce – cokolwiek miałoby to znaczyć, drugi, że będzie słuchał warszawiaków jak cesarz Franciszek Józef – dwa razy w miesiącu od rana do wieczora będzie przyjmował interesantów. Wszyscy dużą wagę przywiązują do komunikacji. Jeden obiecuje, że będzie darmowa, licząc na to, że ściągnie w ten sposób do Warszawy podatników, którzy tu pracują i mieszkają, ale płacą podatki gdzie indziej<br />(sam też tak robi). Ale czy oni wszyscy na pewno jeżdżą tramwajami i autobusami? Drugi zapowiada, że będziemy jeździć komunikacją miejską częściej i szybciej, i chce wyznaczyć w tym celu buspasy wszędzie, gdzie się da, budować wielopoziomowe skrzyżowania, kolejkę naziemną na ul. Pułaskiej – szynową, chociaż gondolowa też nie jest nierealna. Na pytanie, jak ma się zmieścić ruch szynowy przy ulicy, gdzie jest kilka wiaduktów, odpowiada rozbrajająco, że nie jest inżynierem. „Rzucam pomysł, nie gotowe rozwiązanie”. Kiedyś mówiono: „Ja rzucam myśl, a wy go łapcie”. Trzeci chce wpuścić na buspasy także motocykle, skutery i samochody, które wożą trzech i więcej pasażerów, (jak to wyegzekwować, nie mówi) oraz zapowiada uproszczenie przebiegu linii tramwajowych. Miałyby jeździć tylko ze wschodu na zachód albo z północy na południe, bo podobno tak będzie taniej (i pewnie wreszcie byłby jakiś porządek!). Wszystko ma być tańsze niż teraz. Jest kandydat, który obiecuje warszawiakom złotówkę za godzinę parkowania (dziś 3 zł i są kłopoty ze znalezieniem wolnego miejsca) i wielopoziomowe parkingi. Jest taki, który zapowiada rozszerzenie Karty Warszawiaka na punkty usługowe, spożywcze i gastronomiczne prowadzone przez warszawiaków dla warszawiaków oraz wprowadzenie do obiegu złotego warszawskiego, w którym ceny – w lokalnych sklepach i firmach – byłyby niższe niż w złotych polskich. Jeszcze inny obiecuje bezpłatne miejsca w żłobkach i przedszkolach dla wszystkich dzieci. Ma nie być bezdomnych. Jeden kandydat obiecuje zbudować 5 tys. mieszkań komunalnych w 4 lata. Inny – pomoc osobom, które spłacają kredyt mieszkaniowy. Jeszcze inny – uwłaszczenie lokatorów mieszkań komunalnych<br />za 10% ich wartości. Ma nie być eksmisji na bruk. Wśród obietnic kandydatów jest też uwłaszczenie działkowców, legalizacja wszystkich altan działkowych, zamiana (uchwałą) wieczystego użytkowania na prawdziwą własność, likwidacja straży miejskiej i powołanie na jej miejsce straży obywatelskiej, wydłużenie czasu pracy urzędów (byłyby czynne w godz. 7-19), zmniejszenie liczby urzędników, budowanie metra szybciej i taniej niż dzieje się to obecnie, zlikwidowanie służbowych samochodów i przerzucenie się na rowery i komunikację miejską, wydzielenie stref wolnych od zakazu spożycia piwa, np. na Polu Mokotowskim, nad Wisłą. Wszyscy kandydaci obiecują, że będą się kierować opiniami mieszkańców, rozwiążą problem dekretu Bieruta. Ma być mniej podatków, a inwestycje drogowe nie będą utrudniały ludziom życia. Kiedy się to wszystko czyta, na sercu robi się błogo. Okazuje się, że w Warszawie nie ma rzeczy niemożliwych do wykonania. Gdyby tak można było posadzić na fotelu prezydenta wszystkich kandydatów jednocześnie, prezydenta wielogłowego<br />(albo Wielogłowego)? Mielibyśmy w stolicy istny raj. Pomarzyć dobra rzecz, ale musimy niestety zejść na ziemię i zagłosować na tego z kandydatów – i to jest moja jedyna rada – którego znamy i który daje rzetelną gwarancję, że zrobi to, co obiecuje, nawet jeśli obiecuje mniej niż inni. Serdecznie<br />zachęcam do tego Prażan.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-27061738704213259882014-10-23T06:40:00.000-07:002014-10-30T06:42:44.215-07:00MIESZKANIEC: Co trapi Europejczyka<div style="text-align: justify;">
Niedawno wróciłem ze Strasburga, z posiedzenia Rady Europy. Dla przypomnienia: Rada Europy, to nie Unia Europejska. Jej członkami jest 47 państw europejskich (Wasz senator reprezentuje tam polski Senat), a zadaniem ochrona praw człowieka i obywatela oraz upowszechnianie standardów demokratycznych w państwach członkowskich, czyli praktycznie w całej Europie. Słynny Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu to właśnie organ Rady Europy. W Polsce o Trybunale wiedzą oczywiście wszyscy – bo tam można się poskarżyć. Pytanie, co jeszcze wiemy o Europie i jej problemach? Myślę, że niewiele. Żyjemy tu sobie dyskutując z ożywieniem o aferze podsłuchowej, o zegarku pana ministra, o tym, kto z kim się łączy lub dzieli, o kretyńskich wypowiedziach pana Korwina-Mikke i mamy pretensje do Europy, że nie zawsze rozumie naszą „specyfikę” i nasze potrzeby. Uważamy się za Europejczyków, ale czy interesujemy się problemami Europy, czy próbujemy pomóc w ich rozwiązywaniu? Czasami mam wrażenie, że Ludwik Jerzy Kern, pisząc: „Bo między Bugiem a Nysom to najważniejsze my som” – miał sporo racji. Pozwólcie zatem, drodzy Czytelnicy, że od czasu do czasu przywiozę ze Strasburga nie tylko alzackie wino i sery, ale także garść informacji o tym, co trapi naszych braci Europejczyków, żyjących na zachód od Nysy.<br />
Na ostatnim posiedzeniu jednym z tematów był problem nielegalnej imigracji z Afryki do Włoch. Mniej więcej od 2011r. do Włoch, m.in. na słynną wyspę Lampedusa, zaczęły docierać łodzie i pontony, wypełnione po brzegi mieszkańcami Afryki. Wszyscy zgłaszali chęć otrzymania azylu, argumentując, że są ofiarami prześladowań i grozi im śmierć. Humanitarne prawo europejskie nakazuje takie wnioski rozpatrzyć. Włosi lokowali ich zatem w obozach dla azylantów i w ciągu 30 miesięcy badali, czy i którzy imigranci zasługują na azyl. Bomba wybuchła, gdy ludzie dryfujący na jednej z łodzi, po kolei poumierali z braku wody i jedzenia, mimo, że koło nich przepływały różne statki. Żaden nie udzielił pomocy. Fala oburzenia przeszła przez Europę. Na tej fali rząd włoski uruchomił program Mare Nostrum, polegający na ciągłym patrolowaniu morza przez kilka statków i helikopterów. Program okazał się skuteczny, uratowano wielu uciekinierów. Włochy zostały pochwalone. I wtedy zaczął się problem. Obecność ratowników na morskich wodach sprawiła, że bardzo ryzykowna do tej pory przeprawa stała się względnie bezpieczna, co znacznie zwiększyło liczbę kandydatów do azylu. Na wybrzeżu afrykańskim, zwłaszcza w ogarniętej wojną Libii, powstał cały, niezwykle dochodowy system szmuglowania ludzi do Włoch. Często wsadza ich się do łodzi (wcześniej pobrawszy sutą opłatę) i wręcza komórkę z wgranym numerem włoskiej straży morskiej. W rezultacie liczba nielegalnych imigrantów wzrosła z kilku do kilkudziesięciu tysięcy rocznie (w tym roku sięgnie 100 tysięcy!), z których tylko nieliczni zasługują na azyl. Włosi nie są w stanie zapewnić im godziwych warunków, wielu ucieka z obozów i przedziera się do innych krajów unijnych. To dla Europy potężny problem. Nie można nie ratować uciekinierów, bo to nieludzkie, nie można jednak także tolerować tak ogromnej nielegalnej imigracji. Czy jest z tego wyjście? Tak, raport, który na posiedzeniu Rady Europy przyjęliśmy proponuje, aby Unia wyłożyła pieniądze na wzmocnienie straży przybrzeżnej Libii, Tunezji i Maroka, a jednocześnie sfinansowała organizację obozów azylanckich na terenie tych krajów aby tam rozstrzygać, komu należy się azyl. Trochę to będzie kosztować,ale na pewno mniej, niż niekontrolowana imigracja. Teraz raport trafi do Parlamentu Europejskiego – oby przeczytano go z uwagą i podjęto właściwe decyzje.</div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-4654010105403423421.post-82540655693254155412014-10-09T06:11:00.000-07:002014-10-30T06:19:44.901-07:00MIESZKANIEC: Na problemy - warsztaty<div style="text-align: justify;">
Za PRL krążyła anegdota, że gdy w państwie coś szwankuje, to władza powołuje wysoką komisję. Dzisiaj mamy inne czasy, ale coś z tamtych praktyk pozostało. Tyle, że rolę komisji pełnią warsztaty, w których każdy może uczestniczyć, zgłaszać swoje uwagi i pomysły rozwiązania problemu.<br />
W wielu takich warsztatach na Pradze i Targówku brałem udział i mam mieszane uczucia. Owszem, sprawdzają się, gdy chodzi o przygotowanie budżetu partycypacyjnego, o to, jak zagospodarować osiedle, czy fragment dzielnicy, rzeczywiście bowiem padają wtedy ze strony mieszkańców różne ciekawe propozycje, pojawiają się nowe pomysły i władze mogą wspólnie z obywatelami, w toku kolejnych spotkań, coś sensownego wypracować. Są jednak sprawy, których nie da się tą drogą załatwić. Traci się tylko czas i pieniądze. Jedną z dziedzin, która niewątpliwie na Pradze Północ szwankuje jest edukacja. Świadczą o tym przede wszystkim najgorsze w praskich szkołach na tle innych dzielnic wyniki egzaminów zewnętrznych, a także inne wskaźniki, w tym niska frekwencja uczniów, brak zajęć dodatkowych w szkołach. Niezadowoleni rodzice posyłają dzieci do szkół na lewym brzegu Wisły. Władze dzielnicy uznały więc edukację za obszar, którym należy się szczególnie zająć i wspólnie z mieszkańcami postanowiły opracować strategię w tej dziedzinie.<br />
Warsztaty na ten temat, w których uczestniczyłem, (jedne z wielu zaplanowanych) zgromadziły głównie nauczycieli i kierowników szkół i przedszkoli. Przyszli z obowiązku (niektórzy sądzili, że to jakieś kolejne szkolenie), ale z wypowiedzi wynikało, że nie bardzo widzą sens tego spotkania. Doszło nawet do małego buntu, kiedy panie z Centrum Komunikacji Społecznej poprosiły o podzielenie się na grupy, z których jedna miała zastanawiać się nad wizją dobrej jakości szkoły, a druga – dobrej jakości przedszkola. Siódmy raz mam opracowywać strategię dla Pragi Północ. A co z poprzednimi? – padło m.in. pytanie. Nauczyciele tłumaczyli, że tu nie chodzi o szkołę, lecz o uczniów. Na Pradze Północ panują najtrudniejsze w Warszawie warunki społeczne i socjalne. Dzieci często przychodzą do szkoły głodne i problemem jest, żeby je nakarmić, a nie czegoś nauczyć. To nie szkoły są byle jakie i powinny się poprawić. Wyniki egzaminów nie oddają rzeczywistości szkolnej. W każdej klasie są bowiem dzieci, które się świetnie rozwijają, wspierane przez domy, rodziców, ale także takie, które znacząco obniżają poziom. Z jednej strony nie wynoszą z domu motywacji do nauki, z drugiej często nie mają nawet gdzie odrabiać lekcji. Zwracano uwagę na to, że środki, które miasto daje na szkoły są bardzo małe. Nie ma pieniędzy na zajęcia dodatkowe i wyrównawcze, na wyposażenie, na remonty budynków. Nie jesteśmy grupą bezradnych dyrektorów, którym trzeba podpowiadać jak powinni pracować. To wszystko, co można było zrobić bez pieniędzy zostało zrobione 2-3 lata temu – mówiono. Czy to są to jakieś odkrywcze sformułowania, czy Urząd Miasta nie wie, na czym polega problem i musi zamawiać diagnozę sytuacji, robić specjalne badania? Myślę, że wie o tym także Ministerstwo Edukacji Narodowej. Uważam, że potrzebna jest strategia edukacyjna nie dla Pragi Północ, lecz dla Warszawy. Dzieci z Pragi nie dlatego osiągają gorsze wyniki w edukacji, że są głupsze, czy też mają gorszych nauczycieli, ale ze względu na warunki domowe, materialne i brak tradycji edukacyjnych. Już na starcie są więc na gorszej pozycji niż dzieci<br />
z „lepszych” dzielnic. W dodatku także tutejsze szkoły są często niedoinwestowanie, gorzej wyposażone, brakuje boisk, hal sportowych. Młodzi ludzie nie mają gdzie rozwijać swoich zainteresowań ani spędzać pożytecznie wolnego czasu. Potrzebna jest więc strategia, która da więcej środków praskiej oświacie i umożliwi wyrównanie poziomów. Powinien ją opracować Urząd Miasta z Urzędem Dzielnicy, a nie wynajęta fundacja wspólnie z mieszkańcami w ramach warsztatów, bo to tylko strata czasu i pieniędzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Marek Borowski<br />
Senator warszawsko - PRASKI<br />
źródło: <i>www.Mieszkaniec.pl</i></div>
Marek Borowskihttp://www.blogger.com/profile/08493656129105206993noreply@blogger.com