czwartek, 24 września 2015

MIESZKANIEC: Houston, mamy problem!

Młodszym Czytelnikom przypomnę, że 45 lat temu słowa te wypowiedział członek załogi statku kosmicznego Apollo 13, John Swigert, gdy nagle, 328 tys. km od Ziemi, na statku eksplodował zbiornik z tlenem. Kto inny wrzasnął- by być może „Jezus, Maria, ratunku!”, a Swigert tylko spokojnie: „Mamy problem”. Przypomniałem sobie te słowa, w DK „Orion” na Saskiej Kępie, gdy słuchałem dyskusji na temat uruchomienia linii tramwajowej, znanej jako „Tramwaj na Gocław”. Pomysł ten rok temu rzucił burmistrz Pragi Płd. Tomasz Kucharski, gdy stało się jasne, że budowa metra w kierunku Gocławia odsuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość, a zatwierdzone już plany rozbudowy tego osiedla przewidują w najbliższych latach wybudowanie 7 tys. mieszkań. Dotychczasowe ciągi komunikacyjne z Gocławia do centrum Warszawy już są niewydolne, trzeba więc zawczasu pomyśleć, jak temu zaradzić. Stąd pomysł szybkiego tramwaju, niewrażliwego na korki i zapchane ulice. Pomysł – jak się wówczas wydawało – chwycił. Rozpoczęto batalię o przekonanie ratusza, aby włączył tę inwestycję do planu na najbliższe lata. I kiedy to się wreszcie stało, do kontrnatarcia przystąpił samorząd mieszkańców Saskiej Kępy. Zwrócił się on o zorganizowanie w tej sprawie spotkania z władzami dzielnicy i miasta. Po 2,5-godzinnej, czasami mało „wersalskiej”, dyskusji śmiało mogę stwierdzić, że: „Gocław, mamy problem”. Przypomnę, że tory miały przebiegać m.in. w pobliżu Afrykańskiej i Międzynarodowej, (wzdłuż Kanału Wystawowego, skrajną częścią działek). Zaprotestowali – co zrozumiałe ̶ mieszkańcy Afrykańskiej i Międzynarodowej, zwłaszcza z kilkunastu bloków, położonych najbliżej planowanej trasy. Na brak konsultacji skarżyli się działkowcy. Pytano, jak pogodzić zagospodarowanie Kanału Wystawowego (projekt obywatelski wygrał głosowanie w budżecie partycypacyjnym) z linią tramwajową. Krytykowano brak planu zagospodarowania przestrzennego. Padały także różne, na ogół egzotyczne propozycje, co zrobić zamiast tramwaju: na Saskiej urządzić buspas likwidując ścieżkę rowerową (następne spotkanie zorganizowaliby wtedy rowerzyści i ekolodzy), wyznaczyć buspas na Trasie Siekierkowskiej (zatkałoby to tę Trasę, a jest ona dziś zbawieniem dla kierowców, przeprawiających się na lewy brzeg), metrobus zamiast tramwaju (mieszkańcy obu wspomnianych ulic mieliby pod oknami nie tylko hałas silników, ale i spaliny, a przy Waszyngtona trzeba by się przesiadać), wybudować za 300 mln zł przeznaczonych na tramwaj jeszcze jeden most i dołem puścić tramwaj (i to wszystko za 300 mln zł? – zupełna fantazja!). Padły jednak także godne rozważenia propozycje modyfikacji przebiegu torowiska. Wiceprezydent Wojciechowicz zadeklarował, że wszystkie pytania i sensowne propozycje zostaną rozważone w trakcie dalszych prac i konsultacji. Jest na to czas do grudnia 2016 r., kiedy to – jeśli chcemy uzyskać pieniądze z Unii – musi zostać wydana decyzja środowiskowa. Były też momenty zabawne. W ogniu największej dyskusji w torebce pewnej pani odezwał się na pełny regulator telefon, grając wzywającą do boju arię z opery „Wilhelm Tell”! Widać było, że włodarze miasta poczuli się w tym momencie nieswojo… Załoga Apollo 13, mimo „problemu”, zdołała jednak dotrzeć do Ziemi i szczęśliwie wylądować. Może więc i tramwaj dojedzie na Gocław? Są szanse, pod warunkiem, że władze miasta zrobią wszystko, aby rozwiać wątpliwości mieszkańców. Astronauci mieli chyba jednak łatwiej. 

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl

czwartek, 10 września 2015

MIESZKANIEC: Ech, te pytania

Po całodziennej debacie Senat nie zgodził się na zarządzenie przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum w dniu 25 października. Byłem wśród 53 senatorów głosujących przeciw, więc jestem winien moim wyborcom stosowne wyjaśnienie. Zastrzeżenia senatorów, które podzielam, dotyczyły przede wszystkim pytań referendalnych. Największe ̶ wzbudziło pytanie o lasy. Gdyby spytać kogokolwiek na ulicy, o co w nim chodzi, wszyscy by odpowiadali, że o to, by lasy nie były prywatyzowane. Pod takim zresztą hasłem zbierano podpisy. Tymczasem w pytaniu chodziło o coś zupełnie innego, brzmiało ono bowiem: „Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?” Obywatele mieliby więc zgodzić się lub nie na to, by nie była zmieniana ustawa, na której podstawie działa przedsiębiorstwo Lasy Państwowe. Tyle, że art. 38 tej ustawy, o czym obywateli nikt nie poinformował, pozwala dyrektorowi generalnemu Lasów, a nawet nadleśniczym sprzedawać lasy w prywatne ręce. Pytanie powinno być zatem sformułowane: Czy jest Pani/Pan za zakazem prywatyzacji lasów państwowych? To, które postawiono w projekcie referendum, było absurdalne. Podobnie można by Polaków zapytać, czy opowiadają się za tym, by KGHM „Polska Miedź” w Lubinie funkcjonował tak, jak do tej pory. Tylko skąd ludzie mają to wiedzieć? Takich pytań nie można zadawać w referendum! Ktoś tu Panu Prezydentowi bardzo źle doradził. Szereg wątpliwości nasuwało też pytanie: „Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?” Myślę, że 100% obywateli opowiedziałoby się za tym. Gdyby jednak dowiedzieli się, jakie będą konsekwencje tego rozwiązania, a więc że będą z tego powodu dostawać znacznie niższe emerytury i płacić wyższe podatki, odpowiedź byłaby zapewne inna. Pytanie zatem powinno brzmieć: Czy jest Pani/ Pan za obniżeniem wieku emerytalnego wiedząc, że pociąga to za sobą zmniejszenie wysokości emerytur i wzrost podatków? Tylko takie postawienie sprawy byłoby uczciwe. Wreszcie kwestia 6-latków. Prezydent chciał, by Polacy wypowiedzieli się, czy są za przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia. Sprawa jest istotna, ale dotyczy tylko kilkuset tysięcy rodzin w Polsce. Dlaczego wszyscy mieliby się na ten temat wypowiadać? Takimi rzeczami powinni się zajmować fachowcy oraz parlamentarzyści. Poza tym ta reforma dopiero co, od 1 września, weszła w życie, a pierwszy rok jest zawsze trudny. Dajmy jej czas. Zobaczmy, jak będzie funkcjonować, gdzie są jej słabe punkty, czy można będzie coś usprawnić. Jeśli się okaże, że reforma się nie sprawdza i nie da się jej poprawić, dopiero wtedy można próbować ją cofnąć. Do tego jednak nie jest potrzebne referendum. Wystarczy parlament. Na marginesie, 6-latki idą do szkoły w 24-ech krajach Unii. Nasze chyba nie są głupsze? Nie neguję, że wszystkie trzy sprawy, których miało dotyczyć zaproponowane przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum, są bardzo ważne i z tego punktu widzenia – pod warunkiem, że pytania były- by uczciwie sformułowane – takie referendum (niekoniecznie w po- danym terminie) mogłoby się odbyć. Co innego jest tu jednak istotą rzeczy. Generalnie uważam, że tego typu poważne kwestie powinny być rozstrzygane przez parlament, bo gdyby mieli o nich co chwila decydować obywatele w referendach, to by to oznaczało, że posłowie i senatorowie biorą pieniądze za darmo. W dodatku uchylają się od odpowiedzialności za decyzje, przerzucając je na obywateli po to, by w razie gdyby okazały się nietrafne móc powiedzieć: to nie my, to ludzie tak chcieli. Pewnie można i tak, ale w takim razie parlamentarzyści powinni zrzec się swoich wynagrodzeń i pracować społecznie. Istotą ich pracy jest bowiem właśnie podejmowanie decyzji w trud- nych i budzących kontrowersje sprawach oraz ponoszenie za nie odpowiedzialności. Z tego są rozliczani przez wyborców. Najbliższe rozliczenie – już za miesiąc.

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl