czwartek, 26 lutego 2015

MIESZKANIEC: O odnalezionym dokumencie, smoku i muzie Modiglianiego

Bez żadnej przesady, można by go słuchać godzinami. Swoimi opowieściami przenosi nas w czasie na Pragę, której nie znamy, przed i powojenną. Mówi o ludziach zasłużonych dla dzielnicy i tych, którzy zapisali się w jego pamięci. A zapisało się w niej wiele, bo urodził się w 1922 r. Piszę o Pawle Elszteinie. Rodowitym Prażaninie. Pisarzu, dziennikarzu, fotografi ku. W ubiegłym tygodniu miałem okazję znowu go posłuchać podczas promocji drugiego wydania jego książki pt. „moja Praga…moja Warszawa”. Jest w znakomitej formie. Spotkał się z czytelnikami w Bibliotece Publicznej na Skoczylasa i przez ponad 2 godziny, bez chwili odpoczynku, bawił, wzruszał i zadziwiał swoimi anegdotami. Wznowiona książka to prezent na 367. urodziny Pragi, ale okazało się, że pan Paweł wniósł już kilkanaście lat temu swój wkład do obchodów tej rocznicy. Mianowicie odnalazł, po trzech latach poszukiwań, oryginał aktu nadania Pradze praw miejskich przez króla Władysława
IV. Podjął poszukiwania na prośbę władz dzielnicy, najpierw peregrynując wśród sławnych profesorów-historyków, potem po bibliotekach. Wszyscy byli przekonani, że dokument nie przetrwał potopu szwedzkiego, zaborów, kolejnych wojen, Powstania itd. Zmysłem śledczym wykazała się żona pana Pawła, która wysłała go do Archiwum Akt Dawnych na ul. Długą. I to był strzał w „10-kę”. Wystarczyło zapłacić 15,50 zł, odebrać fotokopię i potem chronić ją jak oka w głowie przed ewentualnymi złodziejami w specjalnie zakupionej teczce. Pan Paweł został uhonorowany za ten czyn dyplomem i medalem pamiątkowym, ale – jak zażartował ̶ o tym, aby zwrócić mu poniesione koszty, już nikt nie pomyślał. Reprezentuję wprawdzie władzę ustawodawczą, a nie wykonawczą, niemniej postanowiłem naprawić ten historyczny błąd i po doliczeniu kosztów przejazdu i teczki wręczyłem na zakończenie spotkania Panu Elszteinowi 20 zł , co on i zebrani przyjęli ze zrozumieniem i humorem. Jak już pan Paweł wgryzł się w epokę, to odkrył, iż czasy Władysława IV zaowocowały niezwykłym wydarzeniem. Otóż król marzył o Polsce mocarstwowej. Pobudował zbrojownię w Warszawie, flotę wojenną na wybrzeżu (Władysławowo to na jego cześć), otaczał się naukowcami. Jednym z nich był Burattini, spolszczony Włoch. Skonstruował on model statku latającego w postaci smoka z ruchomymi skrzydłami o rozpiętości 2 m. Pokazowy lot wypadł pomyślnie, pojawił się więc pomysł, by zbudować dużego smoka, zapakować do środka żołnierzy i zaatakować prewencyjnie Turcję, która podobno zamierzała runąć na Europę. Lot do Istambułu miał trwać 12 godzin. To nie bajeczka – zarzeka się autor. W Paryżu są dokumenty, łącznie z rysunkami. Jego zdaniem, to nie był głupi projekt, a wie co mówi, bo modelarstwo lotnicze też nie jest mu obce. Poszukiwanie ciekawostek związanych z Pragą, odkrywanie zaginionych śladów ludzi i ich losów jest jedną z pasji Pawła Elszteina. Do jego odkryć należy np. mało znana historia pochodzącej z Pragi muzy i przyjaciółki włoskiego malarza, Amedeo Modiglianiego (znany z obrazów kobiet z charakterystycznymi długimi szyjami). Pani Lunia (Elżbieta? Alicja?) Makowska była dzieckiem działacza robotniczego, prześladowanego przez władze carskie. Uciekając przed nimi najpierw znalazła się w Krakowie, gdzie skończyła gimnazjum, a potem w Paryżu. Tam poznała Modiglianiego. W 1916 r. namalował jej pierwszy portret. W sumie powstało ich 14, ale być może więcej, bo wiele zaginęło. Pozowała mu przez 4 lata, aż do śmierci artysty. W 1987 roku 93-letnią panią Lunię (wówczas Czechowską-Choroszcze), poznała we Francji inna mieszkanka Pragi, nieżyjąca już malarka Teresa Roszkowska i przywiozła jej autograf w darze dla inżyniera Tadeusza Burchackiego, też zasłużonego Prażanina. Wiele pomników warszawskich zostało odbudowanych lub zrekonstruowanych dzięki jego staraniom i współpracy. Ale to już kolejna fascynująca historia…

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl

czwartek, 12 lutego 2015

MIESZKANIEC: Istnieją jeszcze zasady i honor

Tydzień temu wróciłem z ważnego posiedzenia Rady Europy, na którym dyskutowano, czy przywrócić delegacji Rosji pełne prawa uczestnika Zgromadzenia Parlamentarnego. Przypomnę, że w kwietniu 2014 r., po bezprawnej aneksji Krymu przez Rosję, oburzona Rada Europy postanowiła, że do końca2014 r. delegacja rosyjska nie będzie miała prawa do głosowania nad rezolucjami Rady (będzie natomiast mogła zabierać głos w czasiedebat, aby przedstawiać swoje stanowisko), będzie zawieszona w prawach członka Prezydium Rady i nie będzie mogła uczestniczyć w misjach zagranicznych Rady. Rosjanie obrazili się i wyjechali.Rok 2014 się skończył i trzeba było ponownie rozpatrzyć tę kwestię.Rosyjscy delegaci wzięli aktywny udział w tej debacie, ale poziom ich argumentacji przypominał jako żywo czasy późnego Breżniewa i nie wskazywał na chęć prowadzenia uczciwego dialogu. Przykład? Proszę bardzo. Mr Puszkow: „Na Ukrainie nie ma rosyjskich żołnierzy, pokażcie mi jeden dowód”. Mr Szlegel: ”Wydarzenia na Majdanie to wynik wielkiego, międzynarodowego spisku USA i Unii Europejskiej.”Mrs Goriaczewa: „Na lotnisku w Doniecku znaleziono ciało ubranew natowski mundur(!)”. Mr Ziuganow: „Największym zagrożeniem dla Europy jest amerykański imperializm i naziści na Ukrainie”. To nie są ofiary putinowskiej propagandy, to są jej wyznawcy i twórcy. Na te brednie odpowiadało wielu mówców z różnych krajów, zabrałem głosi ja i powiedziałem, co następuje: „Rezolucja z 16 kwietnia 2014 r.,
ograniczająca po raz pierwszy pełnomocnictwa delegacji rosyjskiej stwierdzała: „ Zgromadzenie zastrzega sobie prawo do anulowania pełnomocnictw rosyjskiej delegacji, jeśli Federacja Rosyjska nie doprowadzi do deeskalacji sytuacji i nie zrezygnuje z aneksji Krymu”. Dziś jest gorzej, niż było. Krym jest nadal okupowany przez Rosję, a zamiast deeskalacji postępuje i rozszerza się przemoc. Natychmiast po zagarnięciu Krymu, Rosja przystąpiła do wspierania separatystów na wschodzie Ukrainy, dostarczając im broń i wysyłając żołnierzy. Separatyści i przebrani rosyjscy żołnierze permanentnie naruszają porozumienie z Mińska i atakują nie tylko ukraińską armię, ale także cywilów, ostatnio w Mariupolu. W Rosji szaleje szowinistyczna i kłamliwa propaganda. Demokratycznie wybrany rząd ukraiński określany jest jako „junta”, a system polityczny – jako „faszystowski”. Wszystkie te fakty świadczą, że Rosja nie zaakceptowała faktu, że Ukraina wybrała własną drogę – drogę do Europy. W kwietniu zeszłego roku delegaci rosyjscy zapewniali nas, że tak zwane „zielone ludziki” na Krymie nie miały nic wspólnego z rosyjską armią, a broń kupili sobie w sklepach. Po trzech miesiącach Prezydent Putin przyznał się do kłamstwa w tej sprawie. Dziś ci sami
delegaci próbują przekonać nas, że w Donbasie nie ma ani rosyjskiej broni, ani rosyjskich żołnierzy. Szanowni rosyjscy koledzy, proszę, nie obrażajcie naszej inteligencji! Konkludując: restrykcje, nałożone w kwietniu, powinny być podtrzymane, powinniśmy wysłać jasny sygnał: Rada Europy oczekuje, że Federacja Rosyjska zapewni przestrzeganie zawieszenia broni, rozpocznie wycofywanie żołnierzy i ciężkiego sprzętu wojskowego z Donbasu oraz umożliwi sprawowanie efektywnej kontroli granic przez władze ukraińskie. Jedynie takie kroki mogą stworzyć warunki do zniesienia lub ograniczenia sankcji. Rosyjska delegacja grozi wycofaniem Rosji z Rady Europy. Gdyby tak się stało, będziemy nad tym ubolewać, ale wolne, demokratyczne kraje bronią swoich zasad i wartości i nie mogą ulegać szantażowi. Musimy powiedzieć głośno i zdecydowanie: Rada Europy nigdy nie zaakceptuje agresji! Rosja – jeśli chce być pełnoprawnym członkiem Rady – jest obowiązana te zasady i wartości przestrzegać.” Sankcje zostały utrzymane dużą większością głosów. Rada Europy(47 krajów) nie ma wojska ani nie może nałożyć sankcji ekonomicznych. Ma tylko swoje zasady i ma honor. Właśnie pokazała, że istnieją one nie tylko na papierze.

 Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl