środa, 26 grudnia 2012

MIESZKANIEC: Prawie sto lat temu...

Obchodziliśmy niedawno 90-tą rocznicę utworzenia Senatu. Dwa dni później brałem udział w uroczystościach 90-lecia Liceum im. B. Prusa przy ul. Zwycięzców. Prawie w tym samym dniu, 90 lat temu, na ul. Wiejskiej zbierał się odrodzony Senat, a kilkaset metrów dalej, na ul. Żurawiej, powstawało gimnazjum, nazwane później imieniem wielkiego pisarza. Rok 1922 – jakże trudne to były czasy, świeżo po wojnie bolszewickiej, szalejąca inflacja, powszechna bieda – i jednocześnie entuzjazm i upór w budowaniu wytęsknionej Polski. Ten stan ducha mało kto dziś rozumie, może tylko ci, którzy pamiętają odbudowę Warszawy po wojnie. Przeglądając materiały historyczne, przygotowane przez Kancelarię Senatu z okazji jubileuszu, natrafiłem na przemówienie, wygłoszone w 1932 r. w Senacie przez ówczesnego premiera, Aleksandra Prystora. Rok 1932 to szczytowy rok wielkiego kryzysu gospodarczego, zapoczątkowanego w USA i po pewnym czasie przeniesionego do Europy. Zupełnie jak teraz. Czytałem ten tekst z rosnącym rozbawieniem. Miałem niezwykle silne poczucie że już to gdzieś słyszałem! Cytuję: „Wkraczamy wraz z całym światem w czwarty rok kryzysu. We wszystkich państwach pogorszeniu ulegają dochody obywateli, spada produkcja i obroty gospodarcze. Te skutki kryzysu popsuły stosunki nie tylko wewnątrz poszczególnych krajów, ale i potargały więzy, łączące te kraje. Jak dotychczas, wszelkie próby przeciwdziałania skutkom kryzysu nie wydały rezultatów. Gotowość poniesienia koniecznych ofiar przez wszystkich dla wyjścia z trudnej sytuacji – bardzo powoli i opornie toruje sobie drogę. Liczne konferencje międzynarodowe nie doprowadziły do ustalenia solidarnego planu działania. Okazało się, że na terenie międzynarodowym nie jest łatwo znaleźć wspólny język i drogę wyjścia wobec sprzecznych interesów ekonomicznych i politycznych. Panowie Senatorowie rozumiecie, że skoro w krajach wysoko postawionych na szczeblu rozwoju gospodarki mamy do czynienia z potężnemi wstrząsami – Polska nie może być oazą dobrobytu. Nie okazaliśmy się jednak bezradni. W porównaniu z innymi krajami szanse nasze są lepsze. Pomimo ujemnego oddziaływania wydarzeń zagranicznych na nasze wewnętrzne położenie, zdołaliśmy uchronić nasz aparat ekonomiczny przed dezorganizacją i zapewnić sobie możność dalszej pracy nad poprawą sytuacji. Rząd od trzech lat z całą bezwzględnością broni naszej waluty i budżetu, co pozwala wszystkim pracować w atmosferze pewności.”
Tak jest! Toż to dokładny opis obecnej sytuacji w Unii Europejskiej i Polski na jej tle. Wystarczy uwspółcześnić trochę język i już nie będzie wiadomo, kto to mówił: 80 lat temu Prystor, czy dziś Jan
Vincent Rostowski? Lata mijają, ale w kryzysie rządzący zachowują się tak samo: ONI nabroili, NAS to dotknęło, ale MY damy sobie radę, bo jesteśmy lepszymi gospodarzami. No cóż, optymizm Prystora okazał się nadmierny, Polska nie wyszła z ówczesnego kryzysu jeszcze przez
wiele lat. A dziś? Pewności nie ma, ale jest szansa, że tym razem będzie inaczej.

P.S. Z okazji jubileuszu Liceum tamtejsi uczniowie i absolwenci
przedstawili zebranym spektakl słowno-wokalno-taneczny na poziomie którego nie powstydziliby się zawodowcy. Gratulacje!

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: Mieszkaniec.pl

czwartek, 6 grudnia 2012

MIESZKANIEC: Przepraszam, czy tu biją?

Przemoc w rodzinie. Przez wiele lat temat tabu. Może czasami ktoś tam komuś
przylał, ale to tylko w nerwach, a tak naprawdę, moja pani, to wszystko z miłości. Stan świadomości społecznej oddawały także przysłowia: „jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije” czy „rózeczką Duch Święty dziateczki bić radzi”.
Od pewnego czasu nie wypada już jednak chwalić się znajomością tych ludowych porzekadeł. Parlament uchwalił ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie oraz o zakazie bicia dzieci. W szczególności ta ostatnia wywołała wiele kontrowersji, domagano się prawnej dopuszczalności klapsa, jako środka wychowawczego. Prawo musi być precyzyjne, więc już widzę odpowiednie
artykuły ustawy: „Art. 1. Zakazuje się bicia dzieci. Art. 2. Klaps nie jest biciem. Art. 3. Klapsem nazywamy uderzenie otwartą ręką w pośladki. Nie wolno uderzać kantem dłoni. Art. 4. Siła
uderzenia nie może przekraczać 1N (jednego niutona). Art. 5. Minister Edukacji w drodze rozporządzenia określi szczegółowe warunki wymierzania klapsa, a w szczególności ich dopuszczalną liczbę, zarówno jednorazową, jak dzienną i tygodniową”… itd., itp. Na szczęście nie poszliśmy tą drogą. A czy są efekty? Pewnie za wcześnie jeszcze na ogłaszanie sukcesu, ale pierwsze jaskółki już są. W styczniu br. na posiedzeniu senackiej komisji d.s. Rodziny i Polityki Społecznej jeden z senatorów szczerze wyznał: „Jestem tradycjonalistą,kocham swoją rodzinę. Kilka razy zlałem moje córki i one są mi do dzisiaj za to wdzięczne. Ale pogodziłem się z tą ustawą.” Trudny jest los senatora-tradycjonalisty, ale jak widać i jego można przekonać, że bicie dzieci to nie jest dobra tradycja, nawet jeśli córeczki same o to proszą. Przyjęte ustawy spowodowały wielki ruch w samorządach. Powstały specjalne zespoły do walki z przemocą w rodzinie, ofiarom i sprawcom zakłada się tzw. „niebieskie karty”, które zobowiązują odpowiednie organy do podjęcia działań, jest telefoniczna „niebieska linia”, gdzie przyjmowane są powiadomienia od ofiar lub świadków przemocy. A jak to wszystko działa w praktyce, mogliśmy dowiedzieć się na ciekawej konferencji, przygotowanej przez Rzecznika Praw Obywatelskich i Burmistrza Pragi-Południe.
Wypowiadali się urzędnicy, prawnicy, policjanci i społecznicy, ale „hitem” konferencji okazało się zaproszenie sześciu pań, ofiar przemocy, które odważnie pokazały swoje twarze, opowiedziały
o swojej gehennie, o tym, kto im pomógł, a kto nie i w jaki sposób wyzwoliły się i przerwały przemoc. Ich oceny były surowe, ale sprawiedliwe. Mówiły o dzielnicowych, którzy z zaangażowaniem pomagali, ale i o posterunku, na którym dyżurny radził wrócić do domu i zrobić mężowi kolację. O prokuratorze, który nie chciał podjąć dochodzenia, bo…nie było świadków(!). i o takim, który zapewnił dyskrecję i wykazał się wrażliwością w trakcie przesłuchania. O prawnikach, którzy poświęcają ofierze 5 minut, a potem kierują do swojej prywatnej kancelarii i o innych prawnikach, np. tych z Fundacji Pomocy Kobietom i Dzieciom, kierowanej przez p. Krystynę
Żytecką, którzy wysłuchają, napiszą pismo procesowe i jak lew walczą w sądzie, nie pozwalając sprawcy się wymigać. Konferencja wykazała, że ofiary przemocy w rodzinie mogą tę przemoc przerwać. Stworzony system pomocy ofiarom i karania sprawców nie jest jeszcze sprawny, ale przynajmniej wiadomo, co szwankuje. Jest jeszcze jeden warunek: nie odwracajmy głowy, gdy jesteśmy świadkami przemocy. Telefon na policję to nie donos – być może właśnie uchroniliśmy kogoś od utraty zdrowia, a nawet życia.

Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
źródło: Mieszkaniec.pl