wtorek, 31 marca 2015

MIESZKANIEC: Strachy na lachy

Straszenie stało się w Polsce nieodłącznym elementem gry politycznej. Przypomnę, że np. konstytucja z 1997 r. miała być, zdaniem jej przeciwników, zagrożeniem nie mniejszym niż bolszewicka nawałnica z 1920 r. Miała zagrażać wolności religijnej, prowadzić ku dechrystianizacji i rozbiorom Polski, ustanowić tyranię prezydenta (sic!), odmawiać rodzicom prawa do wychowywania własnych dzieci, godzić w suwerenność państwa, ograniczać prawo rolników do ziemi, pozbawić naród tożsamości, a człowieka ludzkich praw itp. Podobne lub jeszcze gorsze plagi miały spaść na Polskę po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Mówiono, że UE to nowy Związek Sowiecki. Straszono nas także Niemcami (wykupią polską ziemię), laicyzacją, rozpadem rodzin, cywilizacją śmierci itd. Większość Polaków okazała się odporna na takie dictum i – jak dowiodło życie – dobrze na tym wszyscy wyszliśmy. Politycy nie zrezygnowali jednak ze straszenia, o czym można się było przekonać podczas debaty nad konwencją antyprzemocową. Niestety, do tej gry włączyła się twórczo także część (na szczęście mniejszość) Senatu, który do tej pory chwaliłem za rozsądek i umiarkowanie. Konwencja, która mówi o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (i o niczym więcej) uderza, zdaniem opozycyjnych senatorów, w chrześcijaństwo, małżeństwo, rodzinę, cywilizację, naszą tradycję i tożsamość. Stanowi istotne zagrożenie dla ładu społecznego w Polsce. Narusza podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Dąży do uwolnienia kobiety od roli żony i matki. Odbiera rodzicom prawo wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wprowadza do szkół tylnymi drzwiami deprawację dzieci i młodzieży. Niszczy światopoglądową bezstronność państwa oraz równość kobiet i mężczyzn. Oznacza wypowiedzenie wojny płci biologicznej, zwycięstwo gejów, lesbijek, transwestytów i transseksualistów, którzy będą mogli zgodnie z prawem udawać, że są małżeństwem, adoptować dzieci i zabawiać się w rodzinę. Nie tylko nie zwalczy przemocy, ale przyniesie jej eskalację („bo rycerski szacunek, jakim mężczyźni w Polsce darzą kobiety, zostanie przez jakieś głupie zapisy zburzony”). Poprzez zerwanie więzi pokoleniowych, cywilizacyjnych, odwiecznych, narzuconych prawem naturalnym rozwiązań doprowadzi do degrengolady moralnej, intelektualnej, a co za tym idzie, do upadku realnej demokracji. Jeden z senatorów doszukał się analogii między traktowaniem
płci przez konwencję i prywatnych środków produkcji przez Marksa i Engelsa: „Neomarksizm podchodzi do naszych wrót” ̶ wieszczył. Inny martwił się, że w świetle konwencji nie wiadomo, kto jest kobietą, a kto mężczyzną. (I jak tu żyć?) Jeszcze inny namawiał do odrzucenia konwencji w trosce o kondycję gospodarki. (Podejrzewam, że pomyliły mu się debaty). Słowem, czeka nas koszmar. Nie dałem się jednak przestraszyć i – podobnie jak większość senatorów – głosowałem za przyjęciem konwencji. Mam nadzieję, że Polska ją szybko ratyfikuje. Warto podkreślić, że nie wszyscy polscy księża ulegli katastroficznym wizjom hierarchów. Ks. Alfred Wierzbicki, filozof z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mówi w wywiadzie dla jednej z gazet. „Najbardziej niebezpieczne jest posługiwanie się hasłami, że to koniec cywilizacji chrześcijańskiej, zdrada katolicyzmu, niszczenie polskiej rodziny. Bo jest zupełnie odwrotnie. Konwencja może pomóc w uzdrowieniu rodziny. I to jest w niej pozytywne”. I może na tym zakończmy ten spór, a skupmy się na dobrej realizacji przepisów, zawartych w konwencji, aby nie pozostały tylko na papierze.

Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl

czwartek, 12 marca 2015

MIESZKANIEC: Może być sprawiedliwiej

Od lat politycy warszawscy powtarzają, że dekret Bieruta to nieszczęście Warszawy, ale do tej pory na utyskiwaniach się kończyło. Na mocy tego dekretu dawni właściciele lub ich spadkobiercy mają prawo do zwrotu znacjonalizowanych po wojnie nieruchomości lub do odszkodowań za nie i to - choć jest dla miasta potężnym obciążeniem finansowym, o czym nie wszyscy chcą pamiętać - oczywiście nie budzi wątpliwości. W stolicy panuje jednak reprywatyzacyjny chaos, z którego często korzystają rozmaici oszuści i cwaniacy. Przejmują kamienice z lokatorami, parki, skwery, działki, na których znajdują się szkoły, przedszkola, szpitale, muzea itp. - albo metodą „na kuratora” reprezentującego właściciela, którego adresu nie można ustalić (zwykle on już po prostu nie żyje), albo wyłudzając za grosze roszczenia od naiwnych właścicieli. Po czym lokatorzy są eksmitowani, szkoły i przedszkola likwidowane, parki przestają być parkami itd. A miasto jest bezradne. W dodatku nie może inwestować na terenach, do których zgłoszono roszczenia, ani remontować kamienic, o które ktoś się zaraz po wojnie upomniał, choć teraz nie daje znaku życia. Dłużej nie można było tego tolerować. Opracowałem (wraz z sen. A. Pociejem) projekt ustawy zapobiegającej oszustwom i dającej miastu pewne instrumenty działania. Ustawę tę Senat przyjął - co jest rzadkością - bez głosu sprzeciwu (!) i skierował ją do Sejmu. W ustawie proponujemy kilka istotnych rozwiązań: po pierwsze, sądy nie będą mogły ustanawiać kuratorów dla właścicieli, którzy według wszelkich znaków na niebie i ziemi już dawno nie żyją, bo np. musieliby mieć 130 lat. (Aż nie do wiary, że dla sędziów nie było to oczywiste). Po drugie, miastu będzie przysługiwać prawo pierwokupu w przypadku handlu roszczeniami. Jeśli więc jakiśspryciarz wyłudzi np. za 5 tys. zł roszczenie do kamienicy, strasząc właściciela, że po jej odzyskaniu będzie musiał wydać masę pieniędzy na remont, miasto będzie miało prawo odkupić ją od tegoż spryciarza za tę samą kwotę. Po trzecie, miasto nie będzie musiało zwracać działek zajętych przez instytucje użyteczności publicznej. Może też (ale nie musi) odmówić zwrotu budynku, który był zniszczony w dwóch trzecich, czyli państwo poniosło duże koszty na jego odbudowę. Po czwarte, nieznanym posiadaczom zgłoszonych 70 lat temu roszczeń zostanie wyznaczony czas na zgłoszenie się. Jeśli się nie pojawią w terminie, nieruchomość stanie się własnością publiczną i dekretowe kamienice będzie można remontować. W dwóch ostatnich przypadkach właściciele lub spadkobiercy mogą nadal ubiegać się w sądzie o odszkodowanie, a więc nie zostaną bez niczego. Dla Pragi skutki dekretu Bieruta są szczególnie dotkliwe. W kamienicach objętych roszczeniami remontuje się tylko fasady. Bywam w nich. Ludzie żyją tam w dramatycznych warunkach, bez toalet, łazienek, ciepłej wody, w zimnie. To nie może trwać w nieskończoność. Zdaję sobie sprawę, że ten projekt wszystkich nie zadowoli, że potrzebna jest ustawa reprywatyzacyjna, doświadczenie parlamentarne mówi mi jednak, że gdy będziemy ciągle liczyć na kompleksowe rozwiązanie, nigdy się nie da niczego naprawić. Pewnie znajdą się tacy, którzy będą podważać nowe prawo, padną zarzuty o jego niekonstytucyjności. Ale uważam, że gdy istnieje tylko podejrzenie, że ustawa może naruszać jakiś przepis konstytucji, lecz nie jest to pewne, trzeba działać. Jeśli ten przepis nie obroni się przed Trybunałem Konstytucyjnym, będziemy go poprawiać. Trzeba uciąć złe prawo i działania cwaniaków. Teraz projektem zajmie się Sejm. Mam nadzieję, że prace pójdą szybko, chociaż… Senat nie pierwszy raz próbuje walczyć z patologiami związanymi z reprywatyzacją. Niestety, ustawa dotycząca tzw. czyścicieli kamienic, która mówi, że utrudnianie przez właścicieli życia lokatorom - odcinanie wody, zdejmowanie dachu, zalewanie ściekami - jest przestępstwem i będzie ścigane, utknęła w komisjach sejmowych. Oby tym razem było inaczej.

 Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl