30 października ponad stuletnia historia
Bazaru Różyckiego miała kolejną odsłonę. W ratuszu przy ul.
Kłopotowskiego kupcy i włodarze dzielnicy Praga Północ spotkali się, aby
rozmawiać o przyszłości targowiska. Szybko okazało się jednak, że do
uzgodnienia wspólnych planów daleka droga, bowiem na przeszkodzie stoi
skomplikowana historia tego miejsca.
Okazuje się, że prawa do terenu, na którym
funkcjonuje bazar, roszczą sobie zarówno działające obecnie i przed laty
organizacje kupców, jak i miasto. Od 2008 r. wiadomo również, że
zwrotem części gruntu są zainteresowani spadkobiercy założyciela bazaru -
Juliana Różyckiego. Każdy ma swoje racje, a przed sądami obu instancji
toczą się sprawy, które mają rozstrzygnąć, kto na bazarze "rządzi".
Przyzwyczailiśmy się już, że gospodarzem terenu
między Targową a Brzeską jest Stowarzyszenie Kupców Warszawskich Bazaru
Różyckiego. Przyjęło też ono rolę kustosza historii i tradycji bazaru,
mimo że od 2004 r. administruje terenem bezprawnie. Wtedy właśnie
wygasła umowa między kupcami a miastem na dzierżawę bazaru. Powodem było
zadłużenie sprzedawców wobec miejskich instytucji. Decyzję władz
stolicy podtrzymał w 2008 r. sąd pierwszej instancji, a pod koniec 2012
r. wyrok uprawomocnił się. Od tej chwili miasto ma pełne prawo do
odebrania stowarzyszeniu terenu i ustanowienia tam swoich zasad
zarządzania. I tu pojawia się niemały kłopot - głównie dla urzędników.
Kupcy wcale nie są skorzy do podpisania nowych umów z wydelegowanym do
tego Zarządem Praskich Terenów Publicznych, bo wytykają mu brak
odpowiedniego umocowania w księgach wieczystych! Jest tam bowiem
wpisana, ku zaskoczeniu wszystkich stron, tajemnicza Spółdzielnia Kupców
Bazaru Różyckiego. Uważni obserwatorzy wydarzeń na Pradze pamiętają ją z
końca lat 90., kiedy - na podstawie umowy z gminą Centrum - miała ona
dzierżawić teren bazaru przez 30 lat i poczynić inwestycje poprawiające
urodę i funkcjonalność bazaru. Niestety, zamiast inwestycji doszło do
zadłużenia względem miasta i w 2001 r. umowę rozwiązano. Mimo to w 2009
r.(!) Spółdzielnia pojawia się w księdze wieczystej bazaru i - jak
sprawdziłem ostatnio - widnieje tam do dziś. Z tego tytułu rości sobie
prawo do odszkodowań nie tylko od pojedynczych kupców, ich
stowarzyszenia, ale również od samego miasta.
Rodzinie Różyckich przysługuje prawie dwie trzecie działki, na której znajduje się targowisko.
Czy kupcy zdołają porozumieć się z miastem i
obronić przed zakusami tajemniczej spółdzielni - nie wiem. Wiem za to,
że ważną rolę w tej historii będą mieli do odegrania spadkobiercy
założyciela bazaru - rodzina Różyckich. Przysługuje im bowiem prawie
dwie trzecie działki, na której znajduje się targowisko. Czy będą
chcieli kontynuować handlową tradycję tej części Pragi? Czy pamiętają,
że bazar Różyckiego był kolebką drobnej wytwórczości i rzemiosła, z
którego przed wojną słynęła ta część Warszawy? Czy będą chcieli się
zaangażować w odtworzenie unikalnego charakteru otaczających targowisko
ulic i kwartałów? Na razie na straży bazaru stoi stołeczny konserwator
zabytków i mieszkańcy, którzy mając pod bokiem duże centrum handlowe, od
lat wybierają na zakupy właśnie targ. Miejsce pełne wspomnień i czaru
dawnej Pragi.
Pytań dużo, odpowiedzi mało. A może potrzebna jest
odpowiedź nietypowa? Może miasto powinno po prostu wykupić ten teren od
właścicieli, a jeśli się nie zgodzą, to zastosować art. 21 Konstytucji,
który pozwala wywłaszczyć właścicieli, wypłacając im słuszne
odszkodowanie. Warunkiem jest przeznaczenie wywłaszczonego terenu na cel
publiczny. A czyż odtworzenie Bazaru Różyckiego nie jest takim celem?
Nie tylko prażanie, ale wszyscy warszawiacy oczekują, że ratusz podejmie szybkie działania.
Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.gazetaecho.pl
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.gazetaecho.pl