piątek, 16 października 2015
Pierwsze wydanie gazety senatorskiej NASZ PRAWY BRZEG
czwartek, 8 października 2015
MIESZKANIEC: Wiem co jest ważne dla prawobrzeżnej Warszawy - materiał KWW Marka Borowskiego
– Panie Marszałku, do
wyborów parlamentarnych
25 października startuje Pan
z hasłem „Borowski, senator
prawobrzeżnej Warszawy”.
W poprzednich wyborach do
Senatu pańskim hasłem było
„Rozwaga i kompetencja”.
Teraz bardziej Pan stawia na
związek z wyborcami?
– Wychodzę z założenia, że jako polityka krajowego zna mnie każdy świadomy wyborca. Wie jakie mam poglądy, bo nie unikam wystąpień ani w parlamencie, ani tych publicznych, choćby w mediach. W jednomandatowym okręgu spełniam jednak podwójną rolę: jak każdy poseł i senator – pracuję nad ustawami, zajmuję się sprawami ogólnopolitycznymi i ogólnokrajowymi. Ale jestem też przedstawicielem okręgu, z którego zostałem wybrany. Żyję sprawami mieszkańców, którzy mnie wybrali. Część spraw załatwiam w dialogu z władzami lokalnymi, a niektóre muszę podjąć działając w Senacie, bo czasami sprawy lokalne wymagają zmiany prawa krajowego.
– W mijającej kadencji „praskie” doświadczenia doprowadziły do tego, że był Pan współautorem dwóch ustaw…
– Tu, na Pradze w szczególny sposób ujawniły się patologie związane z reprywatyzacją budynków i gruntów na których posadowione są instytucje publiczne. W 1948 roku wpisano do rejestrów roszczeniowych konkretne osoby. One jednak tych roszczeń nie zgłaszają, nie robią tego też ich prawni następcy. Władze miasta obawiając się jednak, że to tylko kwestia czasu, budynków nie remontują, nie podejmują także decyzji o sprzedaży mieszkań lokatorom. Wszyscy na to patrzyli, nie można było nic zrobić, a budynki niszczały. W Senacie podjąłem więc działania zmieniające prawo. W ustawie został zawarty pomysł, że jeśli nie ma zgłaszających się spadkobierców, to miasto daje ogłoszenia prasowe, w których określa czas na zgłoszenie ich a jeśli się nikt nie zgłosi, to budynek przechodzi na własność Miasta i można będzie podejmować określone czynności prawne i remontowe. Ta ustawa ma także zwalczać powoływanie patologicznych kuratorów. Oto do sądu zgłaszał się człowiek, twierdził, że występuje w imieniu domniemanych właścicieli kamienic, pokazywał ogłoszenia prasowe jakie sam zlecił, wzywające do zgłaszania się kolejnych osób z roszczeniami, żeby majątek nie niszczał, prosił sąd o ustanowienie go kuratorem tego majątku. Gdy taką decyzję otrzymał ̶ dysponował kamienicą, wyznaczał sobie pensję, mógł ten majątek sprzedać, a ten który kupował, stawał się kolejnym kuratorem… Rósł łańcuszek cwaniaków żyjących z braku rozwiązań prawnych. Na wejście w życie ustawy musimy jednak jeszcze poczekać, gdyż na życzenie Prezydenta Komorowskiego „przygląda” się jednemu z przepisów Trybunał Konstytucyjny. Druga ustawa dotyczy- ła tzw. czyścicieli kamienic, przeszła już całą drogę legislacyjną, weszła więc w życie. Dotyczyła innego rodzaju patologii: właściciel otrzymywał zwrot budynku mieszkalnego. Zdarzało się, że chciał zmienić jego charakter, zamieniając np. na biurowiec, albo na apartamenty do wynajęcia. Chciał więc za wszelką cenę pozbyć się dotychczasowych lokatorów. Najpierw drastycznie podnosił czynsz, do maksymalnych dozwolonych pułapów. A gdy i to nie pomagało, to zaczynały się bardziej wyrafinowane sposoby wykurzania lokatorów, na przykład wynajęta firma budowlana ogłaszała długotrwały remont instalacji wodnej i grzewczej, zamurowywała wejścia, robiła dziury w dachu jako element przyszłej renowacji itp. Prokuratury się tym nie zajmowały, bo nie było jednoznacznego przepisu prawnego okre- ślającego tego typu działanie jako przestępstwo. No więc przygotowaliśmy w Senacie ustawę, która definiuje takie przypadki i je penalizuje.
– Jakie jeszcze doświadczenia praskie uznałby Pan za charakterystyczne dla tego okręgu?
– Od pierwszej kadencji sejmowej bardzo interesowały mnie problemy edukacji, aby była bardziej skuteczna, lepsza, by młodzi ludzie byli lepiej wykształceni, by mieli równe szanse. Od wielu lat są robione rankingi poziomu nauczania. W skali warszawskiej osiemnastu dzielnic, prawobrzeżne: Targówek, Praga-Północ, Praga-Południe wypadają poni- żej średniej, a Praga-Północ jest wręcz na końcu. Zastanawiałem się skąd to się bierze? Odrzucam z punktu dwie najprostsze odpowiedzi: że tu są mniej zdolne dzieci i nie dość dobrzy nauczyciele, bo to po prostu nieprawda. Moja teza jest następująca: przyczyn tego może być wiele, ale nie bagatelizowałbym opinii, że odpowiadają za to m.in. warunki mieszkaniowe i niedobór czasu, jaki mogą poświęcić dzieciom rodzice. Po praskiej stronie Warszawy wciąż jest wiele mieszkań o bardzo słabym standardzie lokalowym, ciasnych, bez udogodnień. Większe tu mamy bezrobocie. Żeby było ciepło, żeby można było się umyć, trzeba nosić węgiel, zdarzają się wyłączenia prą- du, bo instalacja elektryczna nie wytrzymuje obciążeń. Słowem, trzeba wykonać wiele czynności, by jako tako żyć. A tego czasu tu ludzie mają i tak mniej, bo proszę zobaczyć, jak wyglądają warszawskie mosty w godzinach szczytu: rano zapchane w kierunku lewobrzeżnych dzielnic, po południu ̶ odwrotnie, do nas. Bo „tam” jeździmy do pracy. Zatem rodzice mają mniej czasu na zaopiekowanie się swoimi dziećmi. A to już bezpośrednio przekłada się na poziom nauki: dzieci są niedopilnowane w odrabianiu lekcji, rodzice nie mają czasu (a niekiedy i pieniędzy, bo bezrobocie tu większe), by pójść z nimi do kina, do teatru, wyjechać na urlop. Łatwo tego wszystkiego nie zlikwidujemy, ale można łagodzić skutki. Można zachowywać się aktywniej: np. poprawiać wyposażenie szkół, doposażać świetlice, by dzieci, czekając na rodziców odrabia- ły pod fachową opieką lekcje. Można aktywniej tworzyć zajęcia dodatkowe. Tu, co logiczne, powinny być przeznaczane proporcjonalnie większe środki finansowe niż w innych szko- łach, w innych dzielnicach. Współpracuję z takimi organizacjami pozarządowymi jak np. „Serduszko dla Dzieci”, TPD, „Otwarte drzwi”, „Ku zmianom”, „Mierz wysoko”. Mają tak ważne zadania do spełnienia, bo zastępują nieobecnych w domach rodziców, mają psychologów, korepetytorów – stale borykają się z problemami finansowymi. Na koniec roku nigdy nie wiedzą, na co będzie ich stać w następnym. To trzeba zmienić.
– Wiele razy Pan interweniował u władz samorządowych?
– Wiele. Głównie to oczywiście sprawy mieszkaniowe, ale także by dzielnica zadbała o podwórko, rozsądziła problemy sąsiedzkie. Jestem w dobrych stosunkach z władzami miasta i poszczególnych dzielnic, nie pojmuję swojej roli jako dyżurnego krytyka, nie oflagowuję się. W felietonach w „Mieszkańcu” zdarza mi się władze samorządowe krytykować. Ale widzę, że się starają. Że nastąpiła zmiana sposobu myślenia o praskich dzielnicach. Dotarło wreszcie, że te dzielnice zachowały unikalny charakter jaki miała Warszawa, nim została zburzona w czasie II wojny światowej i po Powstaniu Warszawskim. Że ma wielki potencjał. Dowodem zmiany tego sposobu myślenia są inwestycje: wreszcie mamy tu metro, przed nami bardzo istotny program rewitalizacji Pragi-Północ, Kamionka i czę- ści Targówka, do zagospodarowania tu u nas będzie 1,5 mld złotych, rzecz w tym, by wydać je tak, by zmodernizować i budynki i ulice: wprowadzić tu oddech, życie i komfort przynależny XXI wiekowi. W tym wszystkim chcę pomóc, będąc senatorem bardzo mocno związanym ze swoim okręgiem wyborczym.
Rozmawiał: toms
– Wychodzę z założenia, że jako polityka krajowego zna mnie każdy świadomy wyborca. Wie jakie mam poglądy, bo nie unikam wystąpień ani w parlamencie, ani tych publicznych, choćby w mediach. W jednomandatowym okręgu spełniam jednak podwójną rolę: jak każdy poseł i senator – pracuję nad ustawami, zajmuję się sprawami ogólnopolitycznymi i ogólnokrajowymi. Ale jestem też przedstawicielem okręgu, z którego zostałem wybrany. Żyję sprawami mieszkańców, którzy mnie wybrali. Część spraw załatwiam w dialogu z władzami lokalnymi, a niektóre muszę podjąć działając w Senacie, bo czasami sprawy lokalne wymagają zmiany prawa krajowego.
– W mijającej kadencji „praskie” doświadczenia doprowadziły do tego, że był Pan współautorem dwóch ustaw…
– Tu, na Pradze w szczególny sposób ujawniły się patologie związane z reprywatyzacją budynków i gruntów na których posadowione są instytucje publiczne. W 1948 roku wpisano do rejestrów roszczeniowych konkretne osoby. One jednak tych roszczeń nie zgłaszają, nie robią tego też ich prawni następcy. Władze miasta obawiając się jednak, że to tylko kwestia czasu, budynków nie remontują, nie podejmują także decyzji o sprzedaży mieszkań lokatorom. Wszyscy na to patrzyli, nie można było nic zrobić, a budynki niszczały. W Senacie podjąłem więc działania zmieniające prawo. W ustawie został zawarty pomysł, że jeśli nie ma zgłaszających się spadkobierców, to miasto daje ogłoszenia prasowe, w których określa czas na zgłoszenie ich a jeśli się nikt nie zgłosi, to budynek przechodzi na własność Miasta i można będzie podejmować określone czynności prawne i remontowe. Ta ustawa ma także zwalczać powoływanie patologicznych kuratorów. Oto do sądu zgłaszał się człowiek, twierdził, że występuje w imieniu domniemanych właścicieli kamienic, pokazywał ogłoszenia prasowe jakie sam zlecił, wzywające do zgłaszania się kolejnych osób z roszczeniami, żeby majątek nie niszczał, prosił sąd o ustanowienie go kuratorem tego majątku. Gdy taką decyzję otrzymał ̶ dysponował kamienicą, wyznaczał sobie pensję, mógł ten majątek sprzedać, a ten który kupował, stawał się kolejnym kuratorem… Rósł łańcuszek cwaniaków żyjących z braku rozwiązań prawnych. Na wejście w życie ustawy musimy jednak jeszcze poczekać, gdyż na życzenie Prezydenta Komorowskiego „przygląda” się jednemu z przepisów Trybunał Konstytucyjny. Druga ustawa dotyczy- ła tzw. czyścicieli kamienic, przeszła już całą drogę legislacyjną, weszła więc w życie. Dotyczyła innego rodzaju patologii: właściciel otrzymywał zwrot budynku mieszkalnego. Zdarzało się, że chciał zmienić jego charakter, zamieniając np. na biurowiec, albo na apartamenty do wynajęcia. Chciał więc za wszelką cenę pozbyć się dotychczasowych lokatorów. Najpierw drastycznie podnosił czynsz, do maksymalnych dozwolonych pułapów. A gdy i to nie pomagało, to zaczynały się bardziej wyrafinowane sposoby wykurzania lokatorów, na przykład wynajęta firma budowlana ogłaszała długotrwały remont instalacji wodnej i grzewczej, zamurowywała wejścia, robiła dziury w dachu jako element przyszłej renowacji itp. Prokuratury się tym nie zajmowały, bo nie było jednoznacznego przepisu prawnego okre- ślającego tego typu działanie jako przestępstwo. No więc przygotowaliśmy w Senacie ustawę, która definiuje takie przypadki i je penalizuje.
– Jakie jeszcze doświadczenia praskie uznałby Pan za charakterystyczne dla tego okręgu?
– Od pierwszej kadencji sejmowej bardzo interesowały mnie problemy edukacji, aby była bardziej skuteczna, lepsza, by młodzi ludzie byli lepiej wykształceni, by mieli równe szanse. Od wielu lat są robione rankingi poziomu nauczania. W skali warszawskiej osiemnastu dzielnic, prawobrzeżne: Targówek, Praga-Północ, Praga-Południe wypadają poni- żej średniej, a Praga-Północ jest wręcz na końcu. Zastanawiałem się skąd to się bierze? Odrzucam z punktu dwie najprostsze odpowiedzi: że tu są mniej zdolne dzieci i nie dość dobrzy nauczyciele, bo to po prostu nieprawda. Moja teza jest następująca: przyczyn tego może być wiele, ale nie bagatelizowałbym opinii, że odpowiadają za to m.in. warunki mieszkaniowe i niedobór czasu, jaki mogą poświęcić dzieciom rodzice. Po praskiej stronie Warszawy wciąż jest wiele mieszkań o bardzo słabym standardzie lokalowym, ciasnych, bez udogodnień. Większe tu mamy bezrobocie. Żeby było ciepło, żeby można było się umyć, trzeba nosić węgiel, zdarzają się wyłączenia prą- du, bo instalacja elektryczna nie wytrzymuje obciążeń. Słowem, trzeba wykonać wiele czynności, by jako tako żyć. A tego czasu tu ludzie mają i tak mniej, bo proszę zobaczyć, jak wyglądają warszawskie mosty w godzinach szczytu: rano zapchane w kierunku lewobrzeżnych dzielnic, po południu ̶ odwrotnie, do nas. Bo „tam” jeździmy do pracy. Zatem rodzice mają mniej czasu na zaopiekowanie się swoimi dziećmi. A to już bezpośrednio przekłada się na poziom nauki: dzieci są niedopilnowane w odrabianiu lekcji, rodzice nie mają czasu (a niekiedy i pieniędzy, bo bezrobocie tu większe), by pójść z nimi do kina, do teatru, wyjechać na urlop. Łatwo tego wszystkiego nie zlikwidujemy, ale można łagodzić skutki. Można zachowywać się aktywniej: np. poprawiać wyposażenie szkół, doposażać świetlice, by dzieci, czekając na rodziców odrabia- ły pod fachową opieką lekcje. Można aktywniej tworzyć zajęcia dodatkowe. Tu, co logiczne, powinny być przeznaczane proporcjonalnie większe środki finansowe niż w innych szko- łach, w innych dzielnicach. Współpracuję z takimi organizacjami pozarządowymi jak np. „Serduszko dla Dzieci”, TPD, „Otwarte drzwi”, „Ku zmianom”, „Mierz wysoko”. Mają tak ważne zadania do spełnienia, bo zastępują nieobecnych w domach rodziców, mają psychologów, korepetytorów – stale borykają się z problemami finansowymi. Na koniec roku nigdy nie wiedzą, na co będzie ich stać w następnym. To trzeba zmienić.
– Wiele razy Pan interweniował u władz samorządowych?
– Wiele. Głównie to oczywiście sprawy mieszkaniowe, ale także by dzielnica zadbała o podwórko, rozsądziła problemy sąsiedzkie. Jestem w dobrych stosunkach z władzami miasta i poszczególnych dzielnic, nie pojmuję swojej roli jako dyżurnego krytyka, nie oflagowuję się. W felietonach w „Mieszkańcu” zdarza mi się władze samorządowe krytykować. Ale widzę, że się starają. Że nastąpiła zmiana sposobu myślenia o praskich dzielnicach. Dotarło wreszcie, że te dzielnice zachowały unikalny charakter jaki miała Warszawa, nim została zburzona w czasie II wojny światowej i po Powstaniu Warszawskim. Że ma wielki potencjał. Dowodem zmiany tego sposobu myślenia są inwestycje: wreszcie mamy tu metro, przed nami bardzo istotny program rewitalizacji Pragi-Północ, Kamionka i czę- ści Targówka, do zagospodarowania tu u nas będzie 1,5 mld złotych, rzecz w tym, by wydać je tak, by zmodernizować i budynki i ulice: wprowadzić tu oddech, życie i komfort przynależny XXI wiekowi. W tym wszystkim chcę pomóc, będąc senatorem bardzo mocno związanym ze swoim okręgiem wyborczym.
Rozmawiał: toms
Subskrybuj:
Posty (Atom)