Z czym kojarzy się Państwu Anin? Tzw. ludziom sercowym oczywiście z
Instytutem Kardiologii, a tym trochę bardziej "wiekowym" z wyjazdami na
majówkę czy inny "wyraj". Dla młodych to jedno z osiedli w Warszawie,
mało znane, bo nie oferujące żadnych szczególnych rozrywek. Przyznam, że i ja tak myślałem, dopóki nie wpadła mi w ręce dwutomowa
historia Anina, napisana przez Barbarę Wołodźko-Maziarską. Czym Gall
Anonim dla Bolka Krzywoustego, a Wincenty Kadłubek dla Kazimierza
Sprawiedliwego - tym pani Barbara dla Starego Anina. Na 600 stronach(!),
z benedyktyńską dokładnością, opisuje historię każdej działki, każdej
willi i kolejnych właścicieli. I nie jest to nudne! Historia Anina nie
jest długa - ma niewiele ponad 100 lat. Jako teren zabudowany powstał na
początku XX wieku w zaborze rosyjskim. Były to dziwne czasy. Kolej
Warszawsko-Wiedeńska pokonywała dystans między Warszawą a Wiedniem
szybciej niż dzisiaj, a plan zagospodarowania przestrzennego dla Anina
opracowano w ciągu trzech lat!
Niewiele starych domów jeszcze stoi - jak np. ten przy Widocznej 79,
mający zresztą status zabytku i w których nadal mieszkają potomkowie
dawnych właścicieli.
Wynik w dzisiejszych czasach nieosiągalny. Plan geodezyjny wykonał
mierniczy przysięgły Józef Pokrzywnicki, który wyznaczył 150 (kilka lat
później dodano jeszcze 50) parceli, każda o powierzchni 1230 sążni
kwadratowych (5600 mkw.), ułożonych jak pod sznurek, przedzielonych
równoległymi uliczkami poziomymi i pionowymi - coś jak w Nowym Jorku.
Już w 1909 r. wszystkie parcele zostały sprzedane i zaczęło się wielkie
budowanie. Wielkie, ale niezbyt wysokie, bo rosyjscy artylerzyści
musieli mieć z pobliskiego fortu dobry widok na Warszawę, w razie gdyby
Polacy znów o jakimś buncie rozmyślali. Wille, które powstawały w Aninie, miały swój własny,
niepowtarzalny styl. Drewniane, z werandami, bogato zdobione wycinanymi w
drewnie elementami, okapy zakończone drewnianą "falbanką". A że rzeka
Świder niedaleko, styl ten - parafrazując niemiecki "Biedermeier" -
nazwano żartobliwie "Świdermajer". Z książki-przewodnika pani Barbary
dowiadujemy się różnych ciekawych rzeczy. O właścicielach willi
"Zdrowie": "Państwo Grotkiewiczowie, ludzie zapewne majętni, bo pan
Grotkiewicz z zawodu był kolejarzem"(!). Mam nadzieję, że mojego
felietonu nie czyta żaden kolejarz, bo mógłby wylądować w Aninie u
kardiologów. A co się działo w willi "Helwitad"? Pani Bogusławska
postanowiła wybrać żonę dla syna. W tym celu jej ciotka przywiozła(!) z
Poznańskiego - bo tam "dziewczęta są pracowite, obowiązkowe i schludne" -
trzy panienki. Jedną z nich, Marysię, zatrzymano, ale "ponieważ
dziewczę było jeszcze zbyt młode, ze ślubem poczekano, aby mogła
zaprzyjaźnić się z oblubieńcem"(!). Obyczaje, jak przy swataniu księcia z
cudzoziemską księżniczką. Możemy być dumni z Anina! Czy pobożny Żyd może handlować w szabas? Oczywiście
nie! Ale że interes musi się kręcić, to niejaki Frydman swój sklep przy
al. Leśnej w sobotę zamykał od przodu, ale otwierał drzwi od tyłu - i
wszyscy byli zadowoleni. I tak płyną wspomnienia, historia po historii,
zdjęcie po zdjęciu. Sam indeks nazwisk liczy ok. 650 pozycji! Niewiele
starych domów jeszcze stoi - jak np. ten przy Widocznej 79, mający
zresztą status zabytku i w których nadal mieszkają potomkowie dawnych
właścicieli. Dlatego powinniśmy być wdzięczni pani Barbarze
Wołodźko-Maziarskiej za to, że ocala od zapomnienia i wydobywa spod
ziemi nasze korzenie. Przy tej okazji warto wspomnieć, że na drugim
końcu prawego brzegu, analogiczną kronikarską pracę od lat wykonuje pani
Regina Głuchowska, opisując dzieje Bródna i okolic. Chapeaux bas!
Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.gazetaecho.pl
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.gazetaecho.pl