Zbliża się nowy rok szkolny. Jeszcze przez
dwa lata - do 2014 r. rodzice będą mogli decydować, czy posłać
sześcioletnie dziecko do szkoły, czy zaczekać aż ukończy siedem lat.
Mimo że jestem zwolennikiem obniżenia wieku szkolnego,
uważam, że dobrze się stało, iż szkoły (także samorządy) zyskały więcej
czasu na przygotowanie się do przyjęcia sześciolatków. Oby tylko
właściwie go wykorzystały, tak by za dwa lata nie pojawiła się kolejna
ustawa przesuwająca termin wprowadzenia obowiązku szkolnego dla
sześciolatków, bo rodzice mają zastrzeżenia, jest kryzys itd.
Aby tego uniknąć, przede wszystkim musi zmienić się
sposób komunikowania się w tej sprawie ze społeczeństwem. Dotyczy to
zresztą także innych ważnych reform, co do których większość ludzi nie
ma z różnych powodów przekonania, a rząd nie bardzo wie, jak do nich
dotrzeć ze swoimi argumentami. Wielu rodziców nie posyłało dotychczas swoich sześcioletnich dzieci do
szkoły właśnie dlatego, że w ich klasach dominowały siedmiolatki. W swoim czasie poruszyłem ten problem podczas debaty w Senacie.
Potrzebna jest rzetelna kampania informacyjna, telewizyjna, radiowa,
należy organizować dyskusje, pokazywać pozytywne strony zmian i to, że
są one dobrze przygotowywane. Po drugie, potrzebne są pieniądze. Gdy w 2008 r.
uchwalano ustawę o obowiązku szkolnym dla sześciolatków, w projekcie
budżetu zarezerwowanych było 300 mln zł na przystosowanie szkół,
zabawki, niższe ławki, krzesełka itd. Nie minęło parę miesięcy i
większość z tych 300 mln zł padła ofiarą kryzysu, została zabrana na
inne cele. Tymczasem dalej wdrażamy reformę oświaty, tak jakby nic się
nie stało. Czy pani minister edukacji jest w stanie twardo postawić
sprawę środków, które powinny być przeznaczone w budżetach
przyszłorocznym i na rok 2014 na przygotowanie szkół, po to, żeby
sytuacja się nie powtórzyła, a reforma naprawdę udała?
Pytałem też w Senacie, ale zadowalającej odpowiedzi
nie uzyskałem, o koncepcje MEN związane z tym, że w 2014 r. w pierwszych
klasach zderzą się siedmio- i sześciolatkowie. Czy będą przemieszani,
czy też znajdą się w odrębnych klasach? Minister Krystyna Szumilas
odpowiedziała, że to zależy od dyrektora i od rodziców. Trudno się z tym
do końca zgodzić. Wielu rodziców nie posyłało dotychczas swoich
sześcioletnich dzieci do szkoły właśnie dlatego, że w ich klasach
dominowały siedmiolatki, a więc dzieci na ogół silniejsze fizycznie i
śmielsze we wzajemnych kontaktach. W następnych klasach może to
prowadzić do dominacji jednych nad drugimi. Jeśli więc rodzice
sześciolatka nie będą mieli nic przeciw temu - proszę bardzo, niech
idzie do klasy mieszanej. Jednak zasadą powinno być stworzenie
możliwości nauki sześciolatka z innymi sześciolatkami i ministerstwo nie
powinno unikać zajęcia stanowiska w tej sprawie.
Zdanie się w tej kwestii wyłącznie na żywioł może być
zarzewiem dodatkowych konfliktów. Powinny tu decydować względy
psychologiczne, dobro dziecka.
Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
źródło: gazetaecho.pl