Po całodziennej debacie Senat nie zgodził
się na zarządzenie przez prezydenta
Andrzeja Dudę referendum w dniu 25
października. Byłem wśród 53 senatorów
głosujących przeciw, więc jestem winien
moim wyborcom stosowne wyjaśnienie.
Zastrzeżenia senatorów, które podzielam,
dotyczyły przede wszystkim pytań
referendalnych. Największe ̶ wzbudziło
pytanie o lasy. Gdyby spytać kogokolwiek
na ulicy, o co w nim chodzi, wszyscy by
odpowiadali, że o to, by lasy nie były prywatyzowane. Pod takim
zresztą hasłem zbierano podpisy. Tymczasem w pytaniu chodziło
o coś zupełnie innego, brzmiało ono bowiem: „Czy jest Pani/Pan za
utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego
Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?” Obywatele mieliby
więc zgodzić się lub nie na to, by nie była zmieniana ustawa, na
której podstawie działa przedsiębiorstwo Lasy Państwowe. Tyle, że
art. 38 tej ustawy, o czym obywateli nikt nie poinformował, pozwala
dyrektorowi generalnemu Lasów, a nawet nadleśniczym sprzedawać
lasy w prywatne ręce. Pytanie powinno być zatem sformułowane:
Czy jest Pani/Pan za zakazem prywatyzacji lasów państwowych?
To, które postawiono w projekcie referendum, było absurdalne.
Podobnie można by Polaków zapytać, czy opowiadają się za
tym, by KGHM „Polska Miedź” w Lubinie funkcjonował tak, jak
do tej pory. Tylko skąd ludzie mają to wiedzieć? Takich pytań nie
można zadawać w referendum! Ktoś tu Panu Prezydentowi bardzo
źle doradził.
Szereg wątpliwości nasuwało też pytanie: „Czy jest Pani/Pan za
obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych
ze stażem pracy?” Myślę, że 100% obywateli opowiedziałoby się za tym. Gdyby jednak dowiedzieli się, jakie będą konsekwencje
tego rozwiązania, a więc że będą z tego powodu dostawać
znacznie niższe emerytury i płacić wyższe podatki, odpowiedź byłaby zapewne inna. Pytanie zatem powinno brzmieć: Czy jest Pani/
Pan za obniżeniem wieku emerytalnego wiedząc, że pociąga to za
sobą zmniejszenie wysokości emerytur i wzrost podatków? Tylko
takie postawienie sprawy byłoby uczciwe.
Wreszcie kwestia 6-latków. Prezydent chciał, by Polacy
wypowiedzieli się, czy są za przywróceniem powszechnego ustawowego
obowiązku szkolnego od siódmego roku życia. Sprawa jest
istotna, ale dotyczy tylko kilkuset tysięcy rodzin w Polsce. Dlaczego
wszyscy mieliby się na ten temat wypowiadać? Takimi rzeczami powinni
się zajmować fachowcy oraz parlamentarzyści. Poza tym ta
reforma dopiero co, od 1 września, weszła w życie, a pierwszy rok
jest zawsze trudny. Dajmy jej czas. Zobaczmy, jak będzie funkcjonować,
gdzie są jej słabe punkty, czy można będzie coś usprawnić.
Jeśli się okaże, że reforma się nie sprawdza i nie da się jej poprawić,
dopiero wtedy można próbować ją cofnąć. Do tego jednak nie jest
potrzebne referendum. Wystarczy parlament. Na marginesie, 6-latki
idą do szkoły w 24-ech krajach Unii. Nasze chyba nie są głupsze?
Nie neguję, że wszystkie trzy sprawy, których miało dotyczyć zaproponowane
przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum, są bardzo
ważne i z tego punktu widzenia – pod warunkiem, że pytania były- by uczciwie sformułowane – takie referendum (niekoniecznie w po- danym terminie) mogłoby się odbyć. Co innego jest tu jednak istotą
rzeczy. Generalnie uważam, że tego typu poważne kwestie powinny
być rozstrzygane przez parlament, bo gdyby mieli o nich co chwila
decydować obywatele w referendach, to by to oznaczało, że posłowie
i senatorowie biorą pieniądze za darmo. W dodatku uchylają się od
odpowiedzialności za decyzje, przerzucając je na obywateli po to, by
w razie gdyby okazały się nietrafne móc powiedzieć: to nie my, to
ludzie tak chcieli. Pewnie można i tak, ale w takim razie parlamentarzyści powinni zrzec się swoich wynagrodzeń i pracować społecznie.
Istotą ich pracy jest bowiem właśnie podejmowanie decyzji w trud- nych i budzących kontrowersje sprawach oraz ponoszenie za nie
odpowiedzialności. Z tego są rozliczani przez wyborców. Najbliższe
rozliczenie – już za miesiąc.
Marek Borowski
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl
Senator warszawsko - PRASKI
źródło: www.Mieszkaniec.pl