wtorek, 23 października 2012

ECHO TARGÓWKA: Życzenia dla nauczycieli i kilka wniosków

Jak co roku obchodziliśmy Dzień Edukacji Narodowej. Szczególnie uroczyście na Targówku, gdzie Urząd Dzielnicy zorganizował wspaniałą wystawę obrazów i rękodzieła, autorstwa nauczycieli z Targówka, ludzi – co potwierdzam – wielce utalentowanych i kreatywnych. Wszędzie natomiast były przemówienia, kwiaty, dyplomy, awanse zawodowe i nagrody dla naszych pedagogów.
I słusznie, tak powinno być, bo zawód nauczycielski to zawód wyjątkowy. Już od czasów Sokratesa i wcześniejszych wiadomo, że gdyby nie ci, którzy nie tylko posiedli wiedzę, ale także zechcieli ją przekazywać innym – do dziś biegalibyśmy z dzidą po lasach w pogoni za zwierzyną. Niektórzy wprawdzie twierdzą, że chętnie by do tych czasów wrócili, ale gdy sami udają się do lasu, nigdy nie zapomną wziąć ze sobą telefonu komórkowego. Dlatego nauczycielom należą się wyrazy uznania i szacunku, a kto tego nie rozumie, ten chyba nigdy do szkoły nie chodził!
I właściwie na tym mógłbym ten felieton zakończyć, gdyby nie… no właśnie, gdyby nie to, że są u nas ludzie – i to bardzo prominentni – którzy to święto obchodzą na swój, bardzo oryginalny sposób.
Pierwsza grupa to dziennikarze i ekonomiści, dla których nauczyciele są leniwi, niekompetentni, a na dodatek roszczeniowi.
Zdaniem tych krytyków nauczyciele są coraz gorsi. Jednocześnie badania umiejętności 15-latków, przeprowadzone w 30 wysokorozwiniętych krajach OECD, tzw. PISA, pokazują, że nasi uczniowie wypadają nieźle i coraz lepiej. Z tego wynika, że coraz gorsi nauczyciele potrafią wykształcić coraz lepszych uczniów – oto cud na miarę światową! Dlatego tym dziennikarzom i ekonomistom już dziękujemy.
Druga grupa, to samorządowcy. Na szczęście nie wszyscy, ale niestety wielu z nich na swoich konwentyklach domaga się nieograniczonego prawa do przekazywania szkół w prywatne ręce (dla niepoznaki zwane stowarzyszeniami) oraz do likwidacji Karty Nauczyciela. Pozbędą się w ten sposób odpowiedzialności za poziom edukacji na swoim terenie i zaoszczędzą pieniądze, które będą mogli wydać na drogę albo na park wodny. Im także już dziękujemy.
I wreszcie trzecia grupa to ci politycy, dla których szkoła to coś w rodzaju przedsiębiorstwa. Maleje popyt (liczba uczniów), to trzeba zmniejszyć produkcję (zamknąć szkoły i zwolnić nauczycieli). Likwiduje się więc szkoły i redukuje zatrudnienie. Jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, że niż demograficzny to unikalna szansa na zmniejszenie liczebności klas i poprawienie tym samym jakości nauczania. Ci sami politycy rano chętnie gaworzą o gospodarce opartej na wiedzy, a już wieczorem aprobują zmniejszanie środków na edukację.
Nauczycielom należą się w dniu ich święta wszelkie hołdy i honory. Z wdzięcznością przyjmują kwiaty i dyplomy, ale największym prezentem dla nich (i dla nas) byłoby, gdyby wszyscy opisani wyżej „uzdrowiciele” oświaty udali się na dłuższy urlop. Dla poratowania zdrowia.

Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
źródło: gazetaecho.pl

czwartek, 11 października 2012

MIESZKANIEC: Skarżypyta

Fundacja Batorego to wielce zasłużona organizacja pozarządowa. Organizowane przez nią konferencje i debaty cieszą się dużym powodzeniem, sala zawsze jest pełna. Nie inaczej było dwa tygodnie temu, gdy tematem dyskusji uczyniono problem korupcji, nepotyzmu i zawłaszczania państwa. Korupcji ostatnio jakby trochę mniej, ale nepotyzmu i zawłaszczania, czyli zatrudniania w instytucjach rządowych i samorządowych krewnych i "znajomych królika" - wszędzie co niemiara.
Co i raz media podają kolejne przykłady takich praktyk, ale decydenci sprawiają wrażenie, jakby się z tym już oswoili. Tymczasem szkody, jakie wyrządza zatrudnienie po znajomości, a nie według kompetencji - są ogromne.
Przychodzi do mnie młody człowiek: "Panie senatorze, nie mogę znaleźć pracy, niech pan pomoże". Oglądam cv - znakomite, więc radzę , aby wystartował w jakimś konkursie na etat w administracji publicznej. "Z takim cv ma pan pełne szanse". Ten patrzy na mnie, jak na przybysza z innej planety: "Ależ ja tam nikogo nie znam, no i jestem bezpartyjny".
W ten właśnie sposób hodujemy sobie młodych frustratów, niechodzących na wybory, a w końcu i emigrujących. Dyskusja w Fundacji dotyczyła metod przeciwdziałania tej pladze. Nie miejsce tu
 na omawianie różnych pomysłów, mogę tylko zapewnić, że sposoby są, wymagają jednak woli politycznej ze strony polityków, zarówno rządzących, jak i opozycyjnych.
Napiszę tylko o jednym z poruszonych w dyskusji wątków, a mianowicie o skargach obywateli, którzy widząc nieprawidłowości w funkcjonowaniu "władzy", piszą gdzieś wyżej, licząc na sprawiedliwość. Niestety, rzadko jej doświadczają. Jeden z dyskutantów, zresztą były prezes NIK, stwierdził sarkastycznie, że dzieje się tak, bo w administracji obowiązuje 5 zasad rozpatrywania skarg.
Zasada pierwsza - anonimy nie są rozpatrywane. Oczywiście tylko wtedy, gdy dotyczą władzy. Bo jeśli obywatela - to skarga traktowana jest całkiem serio. Zasada druga: skargę odsyła się do wyjaśnienia temu, kogo ona dotyczy. Bardzo sprytne. Zasada trzecia: skargi dzielą się tylko na dwie grupy: "bezzasadne" i ..."oczywiście bezzasadne". Ten podział ułatwia stosowanie zasady czwartej: odpowiedź na skargę powinna być długa, zawiła i niezrozumiała. W ten sposób unika się zarzutu, że nie udzielono odpowiedzi. Dla uparciuchów jest zasada piąta: wniesienie skargi nie powinno pozostać bezkarne. Oczywiście dla skarżącego, a nie dla tych, co nabroili. Można na przykład nasłać na niego kontrolę i wykazać, że niby taki uczciwy, taki święty, a w papierach ma bałagan. Ot, skarżypyta.
Te pięć zasad to nie dowcip, to częsta praktyka - sam jej niejednokrotnie doświadczyłem. Oczywiście, są wyjątki. Mam nadzieję, że należą do nich nasi prascy burmistrzowie i podlegające im instytucje. Ale czy wszystkie i czy zawsze? To już niech rozsądzą Czytelnicy. A gdyby komuś nie spodobał się mój felieton, to zawsze może napisać na mnie skargę do marszałka Senatu.
Dla uniknięcia straty czasu najlepiej od razu na adres mojego biura.

Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
źródło: Mieszkaniec.pl